Data powstania strony 2 I 2000r. Data ostatniej modyfikacji 22 XI 2000r. |
Glony
2 I 2000r.
No i wreszcie doszliśmy do ukochanego tematu każdego miłośnika wody w ogrodzie. Na pocieszenie można dodać, że ten temat jest także ulubionym dla akwarystów, szczególnie dla tych, co mają okna akwariowego pokoju skierowane na południową stronę świata.
Ja na szczęście nie musiałem podejmować strategicznych decyzji gdzie ustawić staw pod względem nasłonecznienia. W każdym miejscu mojego ogrodu mam pełne, 100% nasłonecznienie. I właściwie tego nie żałuję. W końcu po to jest lato, po to jest słońce i po to są wakacje i urlopy by smażyć się w słońcu - siedzieć w cieniu to będę w zimie! Podobno to od tego smażenia itd, itd... A ja to LUBIĘ i moja żona i córka też to LUBIĄ i jesteśmy szczęśliwi, że nasz staw jest w pełnym słońcu. A woda w nim jest aż gorąca - 27 stopni na powierzchni.
Pokrótce przedstawię jak minął w tym temacie poprzedni okres istnienia stawu.
1 VIII 1998r..
(powstanie stawu) -
wiosna'99
Przez końcówkę lata nie dorobiłem się żadnych glonów
żadnego typu. Pomimo zwożenia do stawu najprzeróżniejszych
roślin z różnych "podejrzanych", naturalnych
źródeł nie zawlokłem do stawu zarazy w postaci glonów.
wiosna'99 Żadnych glonów, tylko zabrudzona woda przez moją głupotę - brudne kamienie (tzn. zanieczyszczone glebą) układane na brzegach stawu.
lato'99 Pojawienie się brunatnych
kłębków siwo-brązowych glonów. Glony te pojawiały się
tylko w słoneczne dni. Wieczorem opadały na dno stawu. Te
kłębki mają średnicę ok. 1 -2 cm i wyglądają bardzo
paskudnie. Po wzięciu kłębka na dłoń nie zostaje z niego
właściwie nic, oprócz "brudu" na dłoni. W upalny
dzień pływało na powierzchni stawu ze 100 sztuk tego
świństwa - naprawdę wstrętnie to wyglądało - jakby woda
miała jakąś "ospę". A woda jako całość
oczyściła się sama ze zmętnienia glebą z kamieni i jest
czyściutka. Tylko te paskudne kłaczki...
Tak mnie one wkurzały, że musiałem się ich pozbyć. A
najbardziej mnie wkurzały ludzkie pytania: "a co to
takiego" lub "a nie mówiłem". I wymyśliłem
sposób. Za 42zł (przepłaciłem) kupiłem pompkę do fontanny
domowej o wydajności 600 litrów / godz. Ustawiłem ją w taki
sposób, aby zasysała tylko wodę z powierzchni stawu. Bardzo
ładnie wymusiła ona ruch powierzchniowej warstwy wody.
Wszystkie kłaczki glonów zostały w tym momencie wprawione w
ruch razem z zasysaną wodą. Trzeba trochę poeksperymentować z
ułożeniem pompki. Ważne jest aby brała tylko
"trochę" wody z samej powierzchni, a resztą siły
ssącej zasysała powietrze - wtedy jest najlepszy ciąg. Wodę
wychodzącą z pompki kierowałem wężykiem do plastikowego
wiadra po farbie emulsyjnej. Do wnętrza wiadra włożyłem 3
warstwy białej włókniny ogrodniczej. Włóknina stanowiła
filtr dla glonów. Po ok. 3 godzinach pracy włóknina zamulała
się dokładnie osadem z glonów i trzeba ją było wypłukać w
wannie. Po płukaniu dalej służyła jako filtr. W dnie wiadra
były zrobione małe dziury, przez które wypływała
przefiltrowana woda z powrotem do stawu. Całość instalacji
stała na jednym brzegu - to wystarcza - pompka wymusza ruch
powierzchni wody na całym stawie. Bardzo denerwujące było
zapychanie się pompki i jej zatrzymywanie z powodu zassania
jakichś większych, pływających "paprochów" np.
źdźbło skoszonej trawy. Po kilku próbach znalazłem
rozwiązanie - przed rurką ssącą pompki umieściłem kawałek
plastikowej siatki o wymiarze oczek 0,5cm - kłaczki glonów
przez te oczka przechodzą, a wszystkie większe śmiecie
zatrzymują się na siatce. Po kilku popołudniach ( 4-5 dni )
pozbyłem się wszystkich glonów. I myślałem, że jestem
szczęśliwy...
Instalację widać na pierwszym zdjęciu z 1.08.99 - na brzegu
wschodnim stoi białe wiadro, z niego widać wystającą
włókninę, widać plastikową, zieloną siatkę.
wrzesień'99 Prawdziwa tragedia z glonami
rozpoczyna się pod koniec września. Pojawiły się w moim
stawie nitkowate glony. Pojedyncze nitki. Próbowałem je jakoś
wybierać palcami, sitkiem - niestety, bez skutku. W
październiku i listopadzie, w lodowatej wodzie, glony rozwijały
się wspaniale. Wyławiałem je owijając je na długi patyk. Nie
wiele to właściwie daje. Rosną jak szalone. W grudniu
powierzchnia stawu jest cały czas zamarznięta i to
powstrzymało rozwój glonów. Na wiosnę czekają mnie niezłe
kłopoty. Sądzę, że bez "ciężkiej chemii" tu się
nie obejdzie. Na razie kupiłem za 3,50zł plastikowy, bardzo
lekki, duży durszlak. Strasznie tandetny i do kuchni bardzo
paskudny, ale do wyławiania czegokolwiek ze stawu jest idealny.
Ma jeszcze ważną zaletę - rączka tego durszlaka ma przekrój
rurki o średnicy idealnie pasującej do rączki (drążka) do
mopa* .
Taki
drążek kosztuje ok. 1,5zł, czyli za 5zł udało mi się
zrobić doskonały przyrząd do wyławiania różności ze stawu.
Czy eksplozję glonów spowodowała ta ziemia wprowadzona do
stawu razem z kamieniami? Chyba nie, nie było jej więcej niż
kilka garści!
No to skąd się wzięły i dlaczego rosną jak szalone - skąd
mają tyle pokarmu ???
I tu cała moja mądrość książkowa do niczego mi się nie przydaje! Dlaczego nie rosły rok wcześniej - przecież (wg mnie) nic się nie zmieniło. Ale glony sądzą inaczej. Glony są po prostu mądrzejsze i sobie rosną aż miło! Poczekajcie skurczybyki do wiosny..., coś na was znajdę...
* Mop to taka niby szmato-szczotka do mycia i wycierania podłogi. W każdym sklepie gosp.dom.
Zakończono 2 I 2000
Od tego miejsca dziennik jest prowadzony na bieżąco, a pod konkretnymi datami kryją się wpisy dotyczące tych dni i wydarzeń.
12 II 2000r.
Normalna
wiosna, na termometrze w słońcu 20 stopni. Cała powierzchnia
stawu zupełnie bez lodu. I dopiero teraz widzę, co znaczą
nitkowate glony!!! Wybieram moim wspaniałym przyrządem
pierwszą "kluchę" tego świństwa. Takie ciężkie,
że nie mogę unieść. Wrzucam to do przygotowanego wcześniej
specjalnego wiadra (takiego czarnego, w takim mam posadzone dwie
rośliny). Od razu widzę, że przyrząd ma poważny feler -
glony zatykają otwory w durszlaku i woda nie odpływa. Lecę do
garażu, odpalam wiertarkę z wiertłem fi 4 i wiercę ze 100
dodatkowych dziur. Te, które były, powiększam - sprawdzam -
tak jest OK - udaje się wodzie jakoś przecisnąć.
Zebrałem ok 40 litrów tego paskudztwa - wyrzuciłem to na
kompost. Może będzie z tego jakiś pożytek.
Ale
pływa u mnie jeszcze coś innego. Wygląda to jak czarne opiłki
żelaza - taka drobna kaszka. Po wzięciu do ręki pozostaje
tylko delikatne "błotko" - jakiś nowy gatunek. To
paskudztwo chyba trzeba będzie odfiltrować pompką i
włókniną - ale jest problem - to nie pływa po powierzchni -
to pływa w całej objętości stawu - TO JAK PRZEFILTROWAĆ 7000
litrów wody ? Nie bardzo chce mi się wchodzić w układ pomp,
filtrów. To drogie rzeczy i wcale ładnie nie wyglądają.
Na razie zostawiam i poczekam - może zniknie samo (ale
,frajer!!! - naiwniak!!! - jak wlazło, to zostanie - tak jak
mój kochany kret - znowu ryje!!!).
5 III 2000r. Wybrałem 15 litrów nitkowatych glonów. Jest ich dalej bardzo dużo, ale przyrządem wybiera się je błyskawicznie. Glony "opiłki żelaza" zniknęły, mam bardzo klarowną wodę.
25 III 2000r. Cudowna pogoda, termometr w słońcu pokazuje 35C. Woda ma 14C. Wyławiam resztki glonów - jest ich bardzo mało, ale są takie roztrzepane, że brudzą całą powierzchnię wody. W krótkich majteczkach wchodzę do wody [po kolana - ale zimna :-(( ] - trzeba koniecznie wyciąć dużymi nożyczkami wszystkie gnijące szczątki roślinne po zimie, na jesień niczego nie wycinam - wszystkie sterczące z wody uschnięte resztki są "korytarzami", wokół których woda zamarza najpóźniej - tędy do wody dochodzi tlen - moje robale muszą oddychać nawet w zimie.
2 IV 2000r. Skąd one się biorą - zebrałem 10 litrów tego paskudztwa.
13 IV 2000r.
A może
trzeba powiedzieć tak: trawa rośnie i nikt się nie dziwi,
trawę się kosi i nikt się nie dziwi.
To dlaczego się dziwić, że glony też chcą żyć!
================
Już mam taką wprawę w odławianiu, że nie ma problemu.
================
Co z tego, że jest ich już mało - unosząc się na
powierzchni, paskudzą cały urok stawu (wyłącznie nitkowate).
16 IV 2000r. Uruchomiłem filtrowanie powierzchniowej warstwy wody w stawie. Wszystkie śmiecie pływające po powierzchni stawu powoli znikają wsysane przez pompkę. Dokładny opis tego urządzenia będzie za kilka dni na stronie "Filtr". A ja chyba wiem skąd się u mnie wzięły glony! To też niedługo opiszę!
23 IV 2000r. Wielkanoc Właściwie to w stawie nie pozostał nawet jeden strzępek glonów - wszystko zatrzymało się na filtrze z włókniny. Najwyżej gdzieś w kątach stawu, na kamieniach i podwodnych częściach roślin coś się ostało - ale to już nie groźne resztki. I nie wlałem ani kropli żadnej "chemii" !!!
13 V 2000r. Coś się znowu dzieje - tym razem to chyba już wyłącznie w powodu nasłonecznienia - chyba od 3 tygodni bez przerwy świeci słońce - czyżby wiosna Stulecia? Przy brzegach już całkiem niezłe kluchy zbitych glonów nitkowatych - już trochę odłowiłem na kompost.
10 VI 2000r. Długo nic w tym rozdziale nie pisałem, bo i co tu pisać. Po prostu mam glony, raz w tygodniu wybieram je moim glonołapem. Ale tylko te co pływają jako osobne "gluty"; te które są przyczepione do podwodnych części roślin, do kamieni i do folii niczym się nie oderwie. Prawie miesiąc zastanawiałem się czy nie skorzystać jednak z dobrodziejstw chemii. W końcu nawet tak prozaiczna czynność jak mycie naczyń (że nie wspomnę o praniu i detergentach) przebiega z udziałem chemii, że w końcu się zdecydowałem. Kupiłem środek dość drogi - 32zł w ogromnym hiper markecie typu "dom i ogród" - opakowanie zawiera 250ml płynu, wystarczającego na 5m3 wody.
(
wpis z dnia 25 XII 2000
Skocz na chwilę
tutaj (kilka słów o rzęsie i
cenach tego specyfiku)
)
W
innych sklepach mogłem kupić inne, pozornie tańsze specyfiki
np 9zł za buteleczkę zawierającą 100ml specyfika. Ale przed
zakupem dokładnie przeczytałem co jest napisane w instrukcji
obsługi. Szybko się przekonałem, że są to opakowania dla
malutkich oczek - buteleczka ma napisane na opakowaniu
np "dawkowanie 20ml/200 l" .
Szybciutko przeliczyłem na bardziej przyjazne liczby - wyszło
mi dawkowanie specyfiku: 100ml/1000 l czyli cała zawartość 100
ml buteleczki wystarczy mi na 1 m3 wody. Gdybym potrzebował
pięć opakowań tego specyfiku zapłaciłbym 45zł - bardziej
opłacało się kupić pozornie droższy środek i dlatego go
kupiłem!
Środek ten wlałem do mojego stawu w sobotę rano - chciałem spokojnie obserwować co się będzie działo z glonami. Buteleczkę podzieliłem "na oko" na trzy porcje. Jedną porcję zostawiłem w oryginalnej buteleczce "na wszelki wypadek". Dwie pozostałe porcje, każdą osobno, rozmieszałem z wodą w 10-cio litrowej konewce i wlałem do stawu polewając równomiernie całą powierzchnię. Dopiero pod wieczór można było zauważyć pierwsze zmiany. Zbite, oplecione wokół podwodnych części roślin, gęste nici stały się jakby luźniejsze. W następne dni (wtorek 13 V.00) glony zniknęły - wygląda to tak, jak by się rozpuściły w wodzie. I wcale nie trzeba było ich odławiać - one po prostu rozsypały się w pył. W miejscach gdzie było ich szczególnie dużo pozostał wokół pojemników kołnierz brązowej otuliny, ale nie można tego wybrać - to się po prostu rozsypuje pod palcami. Za dzień lub dwa (znów nie mam czasu) postaram się to jakoś usunąć. Glony rosnące na powierzchni folii także zostały na jej powierzchni - teraz wystarczy przetrzeć folię szczotką, by usunąć całą warstwę martwego osadu, spod którego wyłania się czarna, czysta folia. Środek jest niesamowity - a przecież zastosowałem ok połowy potrzebnej na mój staw dawki specyfiku (mój staw ma 7 m3 wody). Cały czas mam włączoną pompkę i filtruję wodę na filtrze z włókniny - nie zauważyłem by się szybciej zamulał - po prostu raz na dobę trzeba włókninę wypłukać z mułu. Po kilku dniach wlałem do stawu pozostałą część preparatu. Pozostały w stawie pojedyncze nitki glonów, gdzieś ukryte między kamieniami lub roślinami.
22 XI 2000r.
Radzę
przeczytać teraz stronę
"Glony -
rozwiązanie zagadki"
a
potem
"Glony - ostateczne
zwycięstwo"
W roku 2003 napisałem esej o glonach - warto się z nim
zapoznać
Takie sobie pisanie o "zielonej wodzie"...
Proszę
zapoznać się z uwagami na stronie
"Uwagi końcowe"