Data powstania strony 21 II 2009r.

Data ostatniej modyfikacji 8 VIII 2009r.

Rok 2009

21 II 2009r.

Przepraszam Cię Zimo, przepraszam Cię Śniegu...

20 II 2009r.
Już nie będę żartował sobie z zimy, już nie będę żartował sobie ze śniegu, już nie będę marudził w mojej witrynie o jakimś "globalnym ociepleniu". To, że jednego roku zima jest łagodna i bezśnieżna to tylko kaprys Przyrody. W tym roku zima pokazała, że wcale się nie boi śmiesznych pomruków klimatologów, którzy tak naprawdę sami nie wiedzą co gadają... Ostatnio bardzo mnie rozśmieszyła Angora, drukująca na dwóch sąsiednich stronach wywiady z dwoma polskimi profesorami od klimatologii. Jeden twierdził, że będą u nas sawanny jak w Afryce, a drugi, że nadejdzie epoka lodowcowa, bo z powodu ocieplenia może zatrzymać się Golfsztrom. Czyli zupełnie dwie różne teorie, dwie różne opinie... Chyba zwykły człowiek nie powinien sobie tym wszystkim zawracać głowy. Po prostu jest jak jest i ta zima jest po prostu wreszcie prawdziwa i już.

7 stycznia było u nas -20 stopni mrozu, i była to najniższa temperatura od wielu lat. Już prawie nie pamiętałem jak pachnie taki mróz. Nasz kot Matrix w ogóle nie wiedział co się dzieje. Ale warto było zobaczyć jego reakcję, gdy próbował wychodzić na dwór - on też wąchał tę temperaturę. I nie było siły, by namówić go :)) do wyjścia z domu. A przecież dla niego -10 stopni mrozu wcale nie jest mroźno - wiele nocy spędził na dworze w takiej temperaturze.

Na szczęście po kilku dniach przyszło ocieplenie i kilka tygodni było bez śniegu i bez mrozu, z temperaturą około zera.

Prawdziwy śnieg zaczął padać 11 lutego. I można powiedzieć, że pada od dziesięciu dni cały czas (oczywiście, na szczęście, z przerwami). Temperatura jest około zera, więc śnieg jest mokry i ciężki, na drogach szybko się topi, ale na polach, lasach, a w mieście na trawnikach, chodnikach jest jego bardzo dużo. Każdego dnia rano mam kupę roboty z jego odgarnianiem sprzed domu. A hałdy już takie usypałem, że zaczyna mi brakować miejsca, gdzie ten śnieg odgarniać! Zaczynam mieć dość zimy, śniegu, i BARDZO tęsknię za wiosną....



20 II 2009r. No proszę!!! Wczoraj wieczorem odgarnąłem podjazd do garażu do czysta - a dziś rano aż nie mogłem uwierzyć - 14 cm śniegu przez noc. Można się wściec!!!!
Hałda przed domem.
Moje tuje wyglądają w tym śniegu przepięknie.
A to rododendrony - wprost nie do wiary, że one nie gubią na zimę liści!!! Prawie wcale ich nie widać!!!
Śnieg na dachu ganku. Widać na zdjęciu, że właśnie znów pada...
Widok na mój ogród od strony ulicy. Te czapy na słupkach  płotu wyglądają aż śmiesznie!
Dobrze wszystkim znany widok na mój ogród. Aż się nie chce wierzyć, że w moim ogrodzie NIE MA MOJEGO STAWU!!!!

Zniknął!!!!!!!!!!!!!!!
======================
Po prostu szok - tyle lat tu mieszkam i jeszcze czegoś takiego nie było.... nie ma mojego stawu!!!
I nie ma mojego skalniaka. Śniegu jest tak szalenie dużo, że zniknęły nawet duże kamienie. Wszystko równo zasypane. Dla mnie to prawdziwy szok!

Ja wiem, że w górach może być i 2 metry śniegu. Ale ja nie mieszkam w górach!!!
Widok na szpaler tui.
A tak wygląda moja łąka i las za łąką. Jak cudnie mokry śnieg oblepia gałęzie i wszystko, do czego może się przykleić. Taki sam widok potrafi wyczarować ogromny mróz, ale dziś mrozu nie ma, jest około zera stopni, a ten bajkowy widok zrobił mokry, lepiący się do wszystkiego śnieg.
Lubię patrzeć na mój termometr, i się nadziwić nie mogę, że potrafi pokazywać -20 stopni, a czasami, w lecie (termometr jest od strony południowej) słupek rtęci dochodzi do końca skali....



28 III 2009

Nie ma wiosny, nie ma...

28 III 2009r.
Zima odeszła od nas 1 marca. Przez ostatnie dni lutego było trochę cieplej, przez dwa dni padał ciepły deszcz. Rozpuściło się błyskawicznie nawet moje "kilimandżaro" jakie usypałem przed domem. Potem cały czas było w okolicach zera. Nawet trochę śniegu spadło i leżało przez dzień lub dwa. Ale staw już nie zamarzał. Było za ciepło.
Tylko ta ciepłość wcale nie była radosna. Było pochmurnie, brzydko, deszczowo. To nie była radosna wiosna, ale ponura wiosna.

Nawet te dzisiejsze zdjęcia są jakieś takie "brudne i smutne".

28 III 2009r. Wygolona jesienią olcha.
A za te olchy będę się musiał niedługo zabrać.
Uschnięte pozimowe badyle. Nigdy niczego nie wycinam na zimę. A za miesiąc śladu nie będzie po tych suszkach - same się rozpadną w pył, a ich miejsce zajmie szalona wiosenna zieleń.
Nie ruszane przez wiele lat brzegi stawu zupełnie zarosły. Śladu prawie nie ma po kamieniach leżących na brzegu. Zostały całkowicie zakryte przez resztki roślin, ich korzenie, łodygi...

Czasami się nie mogę nadziwić nad potęgą roślin!
Na wierzbach zaczynają się pojawiać pierwsze kotki.
Krety pozostawiły kilka kopców - ale to jest nic, w porównaniu z tym co tu się działo 10 lat temu.
W tym roku coś muszę wymyśleć z rollborderem. Już sypie się całkowicie. Te "patyczki" to jest w sumie głupi pomysł. Wcale to nie jest takie tanie, narobi się człowiek przy tym jak durny, a za 5 lat wszystko zgnije i znów temat wraca - czym to zastąpić?
Jak widać są rośliny tak agresywne, że potrafią sobie znaleźć miejsce do życia nawet na rozsypanej na agrowłókninie korze. No i jak ją teraz "wydłubać" z tej kory - chyba psiknę to zielsko randapem i spokój.
Bukszpan, dalej trzmielina pnąca. Cudownie przetrwały zimę i wyglądają w ogrodzie jakby były z innej bajki. Wierzyć się nie chce, że są tak odporne na zimno i mróz rośliny liściaste.

Za bukszpanem forsycja - jeszcze zupełnie sucha. Ale za dwa tygodnie to będzie NAJWAŻNIEJSZA roślina w ogrodzie.
Pięciornik już puszcza pierwsze zielone listeczki.
Spod ziemi zaczynają nieśmiało wychylać się pierwsze pędy bylin na żony rabatce.
Rododendronom zaczynają powolutku puchnąć pąki.


Wszystko już wskazuje, że wiosna nadchodzi....
No to do cholery dlaczego jest tak zimno!!!???



11 IV 2009

To już nie wiosna, to lato!!!

11 IV 2009r. czyli jutro Wielkanoc.
Od 4 kwietnia zrobiło się gorąco! Dosłownie w ciągu dwóch dni zrobiło się lato i od tygodnia jest FANTASTYCZNIE!!! Wczoraj widziałem rowerzystów jeżdżących bez koszuli!!! Oczywiście, gdy słońce zajdzie robi się chłodno, ale w dzień, w słońcu jest CUDOWNIE!!!!

4 IV 2009r. Ropuchy i żaby trawne jak co roku rządzą już w moim stawie. Również kaczki już próbują uwić sobie u mnie gniazdo - normalna.
Ryby przetrwały zimę NADZWYCZAJNIE - ani jedna ryba nie padła tej zimy.
8 IV 2009r. Znalazłem fachowca, który dorobi do mojej altanki prawdziwy dach. Jednak pomysł z dachem "szmacianym" nie był najlepszy. Producent takiego wynalazku uszył ten dach ze słabego płótna. Płótno zaczęło się rwać na zaczepach, w dodatku zawsze przemakało, pomimo mojego impregnowania (było źle uszyte, kapało na szwach). Mam nadzieję, że porządnie zrobiony dach będzie na 100 lat.
Widok z ogrodu.
Widok od środka.
10 IV 2009r. Rano, w trakcie pokrywania papodachówką.
Kilka godzin później - prawie skończone.
Świetnie to wygląda - nie spodziewałem się, że będzie to takie ładne!
I tradycyjny widok z ogrodu.
A z nowości ogrodowych to kwitną kaczeńce nad stawem i...
... i oczywiście kwitnie forsycja - ależ jest już cudownie w ogrodzie.


Radosnych, spokojnych Świąt!!!!



27 VI 2009

A czas sobie płynie jak szalony... i już koniec czerwca...

20 IV 2009r. Kilka upalnych dni kwietnia poświęciłem na wymianę przegnitych rollborderów w moim Parku. Opisałem to szczegółowo na specjalnej stronie. Tutaj pokazuję tylko jedno zdjęcie - ku pamięci, że takie coś robiłem w tym roku, i że było ciepło, słonecznie, radośnie...

Końcówka kwietnia była prawie tropikalna, początek maja był również wspaniały... A potem...




A potem już nie było "ciepło, słonecznie, radośnie" - maj był zimny, czerwiec był zimny. W dodatku czerwiec był OBRZYDLIWIE deszczowy, właściwie przez cały czerwiec byłem w ogrodzie trzy razy - dwa razy by skosić trawę (gdy chwilowo przesychała) i raz by zrobić te zdjęcia. Nawet moje imieniny, które ZAWSZE robię w ogrodzie zostały przesunięte na "nie-wiadomo-kiedy", aż będzie ciepło i będzie można zrobić w ogrodzie grilla i spokojnie się napić czegoś mocniejszego... A w dodatku z tych deszczy zaczęły się w całej Polsce robić na południu powodzie, i nie wiadomo, czy znów nie będzie jak w roku 1997...
Czerwiec był tak obrzydliwy, że już mi brakowało ochoty na wszystko, nawet na narzekanie na pogodę - w jakimś mailu do mojej koleżanki napisałem tak:
...to zaczyna być jedynie słuszne podejście do lata. Po prostu trzeba założyć,
że u nas CIĄGLE pada i że to jest normalne i przestać się wkurzać na pogodę
i traktować to jako porę roku, która nazywa się "pora deszczowa" i przestać
się stresować.

A jeżeli CZASAMI nie pada i CZASAMI świeci słońce to trzeba cieszyć się z
tego, urządzać grilla nawet w środę albo wsiadać na rower i jechać na
wycieczkę.... nie zapominając o parasolu i kurtce z kapturem....



23 VI 2009r. Oczywiście rośliny nie czują zimna, a deszcz uwielbiają. Grzybienie jako rośliny wodne w ogóle nie zwracają uwagi na deszcz...
One są teraz bardzo szczęśliwe - co widać na zdjęciu wyraźnie :)

 
Staw w pełnej krasie.
Kwiaty grzybienia.
Na wschodnim brzegu zakwitła pierwsza krwawnica.
Przycięta okrutnie na wiosnę olcha już zaczyna swoje coroczne szaleństwo - tegoroczne pędy za dwa miesiące będą miały 3 metry. A ten krzaczek zamieni się OGROMNY krzew.
Wierzba sachalińska przy tarasie przy stawie też się rozszalała - te deszcze spowodowały istną inwazję krzewów. Miskant chiński też szaleje - ale u niego to normalka. To jest roślina, która może rozsadzać skały!
Kwitnący perukowiec podolski wygląda jakby go pokrył jakiś purpurowy puch albo jakaś mgła....
Widok na Park od strony stawu - widać przygotowaną do ułożenia kostkę, którą chcę ułożyć przy skalniaku przy stawie. Ale nie ma kiedy tego zrobić - maj był za zimny, czerwiec za deszczowy. A lipiec... lipiec to bywa BARDZO kapryśny.... chyba ta kostka poczeka do sierpnia - SZOK!!!
Widok na Park z drugiej strony. Ależ piękne jest to miejsce... Tu najmilej się odpoczywa na kocu na trawie...

 

8 VIII 2009

1 sierpień 2009
Jedenaste urodziny mojego stawu


8 VIII 2009r.
W tym roku straciłem całkowicie serce do mojego ogrodu... W tym roku okazało się, że posiadanie ogrodu nie ma zupełnie sensu. Po co ogród, skoro w ogóle się z niego nie korzysta. Przecież cały maj był zimny, cały czerwiec był zimny i lało, w lipcu też lało. Teraz jest nareszcie ciepło, a właściwie upalnie, ale komary nie dają w ogrodzie ani nic zrobić (nawet w południe), ani posiedzieć. Żrą jak wściekłe, a jest ich tyle, że opędzić się nie można.
Od tych czerwcowych i lipcowych deszczy wszystko w ogrodzie zaczęło rosnąć jak szalone. Trawa dostała dosłownie jakiejś wścieklizny, trzeba ją kosić raz w tygodniu, i jest wtedy tak wysoka, że kosiarka ledwo ją bierze, a pełny kosz trzeba opróżniać trzy, a nawet cztery razy razy. A przecież nie pierwszy rok koszę mój ogród i wiem, że w sierpniu wystarczyło skosić raz na dwa tygodnie i było zapełnione pół kosza.
Również wszystkie krzewy w ogrodzie dostały jakiegoś amoku. Zaczęło być tak, że każdego tygodnia trzeba było sekatorem przycinać krzewy, bo nie można było przejść przez ogród. Miałem tego dość. W połowie lipca się po prostu wściekłem... Wziąłem potężne nożyce do żywopłotu i przez kilka dni zamieniłem połowę moich krzewów w bonsai (czyli przyciąłem je BARDZO OKRUTNIE), a połowę przyciąłem "tylko" OKRUTNIE. Krzewy wyglądają teraz BARDZO brzydko, zamiast gęstwiny zieleni zamieniły w kupę brązowych, poplątanych gałązek. Ale innego sposobu nie było by jakoś opanować to szalejące zielsko...

Nawet mój pierwszy skalniak zamienił się w tym roku w dżunglę. Już też mam dość pielenia, pielęgnowania, przycinania. Już mi się nie chce... Nie mam na to ani czasu, ani ochoty, ani jakiejkolwiek przyjemność. Dodatkowo robić jakiekolwiek prace w chmurach komarów... NIE!!! Zdecydowanie nie kocham w tym roku mojego ogrodu.



1 VIII 2009r. Jedenaste urodziny mojego stawu.

 
Wreszcie jakiś miły dzień, jest ciepło i nie pada... Aż dziwne!
Kwiaty grzybienia zawsze robią wrażenie. A te rozkwitające w środku lata są przepięknie wybarwione.
Tych krzewów nie przycinałem - akurat one rosną w takim miejscu, że nie przeszkadzają. Ale krzewy w Parku, przy ścieżkach przyciąłem tak mocno, że nawet nie chcę pokazywać ich zdjęć...
Czy to coś można nazwać skalniakiem? Mam go dość - serdecznie dość.
Coś z tym muszę zrobić. Właściwie mogę zrobić tylko jedno...
Szpadel do ręki, szaleństwo w oczach, mord w sercu, żądza krwi w duszy...
Zaczynam naprawiać skalniak...
I co z tym miałem zrobić - ogłosić się w gazecie: "oddam za darmo dziesięć wiader zielska"?
Ziemia się do czegoś przyda. Trzeba ją było tylko z lekka przesiać.
Pierwsza taczka wysypana - będzie ich jeszcze z pięć.
Nasz Matrix miał poważny wypadek. BARDZO poważny. Ma pogruchotane kości miednicy i bezwładną nogę. Dostaje  zastrzyki, antybiotyki, jakieś wzmacniające. W dodatku nie może sam sikać. Już trzy tygodnie jeździmy każdego dnia do weterynarza... Jest z nim coraz lepiej, ale nasz kot już nigdy nie będzie tak sprawny jak kiedyś. Teraz wymaga opieki jak małe dziecko.

 



 


Zakończyłem opisy i wprowadziłem ostatnie zdjęcie 8 VIII 2009r.

 

 

     


Valid HTML 4.01 Transitional
Ta strona spełnia standardy kodu HTML 4.01 Transitional