Menu      
 inne strony Ewy 

                 

Data powstania strony 3 X 2009r.

Data ostatniej modyfikacji 3 X 2009r.


Historia Morza Kaspijskiego Ewy

czyli "W koło Macieju"


Dwa razy przeżywaliśmy długi czas oczekiwania na rozwój życia w oczku wodnym. Najpierw, kiedy dopiero stworzyliśmy nasze Morze Kaspijskie, drugi raz, kiedy je przebudowaliśmy. Nowy zbiornik nigdy nie jest naprawdę ładny, bo wszystko w nim jest sztucznie przez człowieka urządzone. Dopiero, gdy w oczku rządzić zaczyna NATURA, zaczyna być ŁADNIE.


Przed przebudową

Jak wielu z nas w pewnym momencie zamarzyliśmy sobie z mężem, by mieć wodę na działce. Miało to być spore oczko wodne, mąż wymyślił, że będzie miało kształt Morza Kaspijskiego. Chcieliśmy mieć miniaturkę jakiegoś naturalnego akwenu i ten kształt akurat pasował do przewidzianego na oczko miejsca. Nie było to podyktowane żadnymi sentymentami.
Sierpień 1999 roku. To nasze Morze Kaspijskie tuż po wybudowaniu, dopiero w trakcie napełniania wodą. Tego zdjęcia nie warto powiększać - było robione jeszcze kiepściutkim aparatem na filmy. Później zrobione były odbitki, a z odbitek skany - takim skanerem jaki mieliśmy. To gwarantuje kiepską jakość. Całą historię budowy można prześledzić na stronie Morze Kaspijskie Ewy.

W chwili robienia tego zdjęcia nie było jeszcze żadnych roślin, ani w wodzie, ani na brzegach - stąd doskonale widoczny kontur Morza Kaspijskiego. Zdjęcie zrobione było z dachu naszego domu.
W sierpniu 2007 roku wyglądało to już zupełnie inaczej. Roślinność w ciągu tych ośmiu lat zarosła całą przestrzeń - mimo, że rozrost ten był niemal każdego roku regulowany. Spod liści grzybieni, grążeli, rdestnicy i żabiścieku  nie widać prawie wcale lustra wody. Nadbrzeżne trawy wkroczyły korzeniami do wody, choć darń była corocznie przycinana do linii brzegowej. Chcieliśmy to naprawić. Wzięliśmy się do pracy.


Przebudowa

Wyjęliśmy z wody wszystkie rośliny do przygotowanych pojemników, wyłapaliśmy wszystkie dostrzeżone zwierzęta: rybki, traszki, żaby, ślimaki, owady i ich larwy. O tym szczegółowo, dzień po dniu opowiedziałam na stronie Przebudowa Morza Kaspijskiego Ewy.
Oczko pogłębiliśmy, porobiliśmy półki, których pierwotnie nie było. Wyścieliliśmy nową folią.
W efekcie ciężkiej pracy otrzymaliśmy coś takiego, jak na zdjęciu obok.
Na pierwszym planie brzeg został umocniony przed inwazją traw płaskimi kamieniami ułożonymi na najwyższej, zalanej wodą półce. Kamienie te są częściowo zanurzone w wodzie. Niestety wyglądają tu obco - trochę jak kamienny różaniec.
Staraliśmy się nie ruszać zadomowionych irysów i chronionego parzydła leśnego rosnącego na brzegu widocznym po drugiej stronie wody. Tam też pozostawiliśmy nietknięty "rezerwat" storczyków plamistych. Rosły one wokół całego oczka i ich bulwki pozostały w zdjętej darni, która później położona była na tym samym mniej więcej miejscu. Ale jak się jakieś rośliny wykopuje, to należy się liczyć z ich stratą. Pozostawienie tego "rezerwatu" uniemożliwiło właściwe ułożenie folii na tamtym brzegu i folia wystawała, czekając na stopniowe zamaskowanie.
Nie spieszyliśmy się z tym, najpierw trzeba było zobaczyć, co stanie się samo. Które nadbrzeżne rośliny rozwiną się, które zmarnieją. Należało też nazbierać lub dokupić kamieni. Cały czas pamiętaliśmy o tym, że powinny być to dość jednorodne skały. Zbieraliśmy kamienie naniesione w okolicy przez lądolód. Staraliśmy się jednak nie mieszać ich beztrosko. Od strony trawnika ułożyliśmy piaskowce, naprzeciw tam, gdzie nad prawdziwe Morze Kaspijskie schodzi Kaukaz - granity.
Widoczne tu płyty piaskowcowe zakupiliśmy, bo nie dało się użyć żadnych spośród znalezionych kamieni. To jedyne miejsce, gdzie kamienie zostały połączone i uszczelnione zaprawą murarską.
Pod kaskadką z płyt piaskowcowych ciągle widać było czarną, paskudną, nienaturalną folię.
Tym cieszyć się nie mogliśmy. Dawało nam to zadowolenie ze skończonej budowy, z przeniesienia istot żywych, ale nie wyglądało dobrze i tak pozostać nie mogło. Tymczasem trzeba było wracać do domu i pracy, urlop definitywnie się skończył.


Po roku

Już wiosną 2008 roku wszędzie tam, gdzie foliowy brzeg był zbyt stromy, aby przymaskować go kamieniami, powiesiliśmy siatkę ogrodniczą, tzw. cieniówkę, uszytą w formie kieszeni obciążonej na dole małymi kamyczkami, tak aby zwisała pionowo w wodzie i nie wypływała. Zwłaszcza pod kaskadą było to konieczne. Góra cieniówki została przymocowana drutem ogrodniczym do stabilnych kamieni. Te paskudne, zawieszone, widoczne z prawej strony zdjęcia glony miały stanowić pożywkę dla ewentualnych porostów.
Siatka spowodowała, że brzegi nie były już takie śliskie i można było obłożyć je kamieniami opartymi na najwyższej, zanurzonej półce. Tam, gdzie nie było to możliwe położyłam na tej siatce różne gatunki mchów przyniesione z podmokłych łąk. Ułożyłam je również między kamieniami, wypełniając nimi miejsca, gdzie widać było folię. Tylko pod samą kaskadą nic nie chciało się trzymać. Miałam jednak nadzieję, że samo jakoś zarośnie. Trzeba czekać.
Powoli kamienie bez żadnej zaprawy ustabilizowały się, a przerastające między nimi korzenie roślin jeszcze ten proces przyspieszyły sznurując kamienie między sobą.

Nie ma tu żadnych kamieni wywieszonych nad wodę, wszystkie leżą tak, żeby nie stanowiły pułapek na żaby. Na każdy z tych kamieni żaba jest w stanie wskoczyć z wody, każda ropucha wygramoli się na brzeg.
Pomalutku oczko zaczynało wyglądać coraz bardziej naturalnie. Brzegi zarosły roślinnością.
Woda była ciągle krystalicznie czysta. Pojemniki ustawione na głębinie wyglądały, jakby stały tuż pod powierzchnią (w rzeczywistości nad ich górną krawędzią jest ponad 70 cm wody). Powolutku zakrywa je rozrastająca się roślinność podwodna - moczarka kanadyjska i rogatek sztywny.
Rybki czują się doskonale, są śliczne. Wydrza rodzinka też tak uważa. Zjadła mi tego lata 17 karasi. Został jeden, już nie będę żywić wydr, przede wszystkim dlatego, że zrzucają do wody z takim trudem ułożone kamienie. Ciągłe z nimi utrapienie i reflektor z czujnikiem ruchu nie pomaga, choć jest wystarczająco czuły skoro włącza go nawet większa ćma. Włączane na noc radio, które kiedyś doskonale odstraszało wydry, też przestało robić na nich wrażenie.
Tak zakończyliśmy następny rok po remoncie oczka. Larwy ważek ocalone podczas ewakuacji zwierząt i wprowadzone na powrót do nowego oczka przeobraziły się, nowe ważki złożyły jaja; w szuwarach zagościły chronione pająki tygrzyki a także pająk bagnik - patrz strona Pająki nadwodne. Storczyki rozmnożyły się jak nigdy i można by sądzić, że jest to pełnia sukcesu. Oczko wygląda jednak ciągle bardzo surowo. Chwilami żałowałam, że robiliśmy tę przebudowę. Ale ciągle miałam nadzieję, że natura sobie poradzi.

Po dwóch latach

Wiosną 2009 roku nie robiłam już żadnych poprawek. Wystarczyło usunąć część zeszłorocznych pędów roślin, jednak nie za wcześnie - najpierw trzeba poczekać na to, żeby nimfy pałątek wylęgły się z jaj złożonych w te gałązki i spadły do wody.
W końcu nadszedł czerwiec. Przekwitły już bobrki trójlistkowe i kaczeńce, kwitną żółte irysy w pojemniku w wodzie. Te rosnące na brzegu mają dopiero pąki. To moje nowe odkrycie: irysy rosnące w wodzie zakwitły prawie dwa tygodnie wcześniej niż te posadzone w ziemi na brzegu. Przypadkowo odkryłam więc metodę na przedłużenie czasu, w którym zdobią nasz stawek.
Pojawiają się kłęby glonów nitkowatych. Próba wyjęcia ich kończy się odkryciem, że żyją w nich larwy ważek i kijanki traszek. Nie ma wyjścia - glony muszą zostać. Przecież w naturalnych zbiornikach glony występują.
Te różowe kwiatki to moje ukochane storczyki. W tym roku naliczyłam ich 62 sztuki!!! Ich drobne jak pył nasionka rozsiewają się dokoła.

Oprócz żółtych irysów i storczyków kwitną teraz jeszcze niebieskie irysy syberyjskie. Jest kolorowo i pięknie. Po lewej stronie zdjęcia znajduje się "Półwysep Mangyszłak" jest to miejsce o charakterze bagnistym, stale lekko podtopione. Rosną tu sity, turzyce, krwawnice i wiele drobnych roślinek bagiennych. Z tego miejsca przez cały rok nie usuwa się nawet źdźbła, jest całkiem dzikie.
W końcu czerwca zakwita najpiękniejsza roślina nad naszym oczkiem. Jest to parzydło leśne. Jest to spora bylina chroniona, kupiona została jako biała tawułka Arendsa, do której jest podobna, lecz większa.
Jest to piękna, leśna roślina lubiąca zacienione i wilgotne stanowiska - idealna nad nasze oczko wodne. Staram się nad oczkiem uprawiać przede wszystkim te rośliny, które wyglądają tam naturalnie. To nie jest pałacowe oczko wodne, to imitacja stawiku naturalnego.
Również w czerwcu zaczyna kwitnąć grzybień biały, także roślina chroniona i również przypadkowo kupiona. Jego historię opisuję na stronie Grzybienie białe chwasty. Kwitnie mniej obficie niż barwne, "rasowe" odmiany. Niemniej jest na miejscu w naszym oczku.
Lipiec, kwitną funkie. Na środku zbiornika pływają dwie maty glonów nitkowatych - można je polubić. W głębi, pod sosnami nasza kaskada wygląda jak leśne źródełko.

Koniec sierpnia 2009 roku. Brzozy zaczynają o tej porze zrzucać liście do wody. Widoczny na zdjęciu fragment brzegu to pozostawiony "rezerwat". Nie ma tu śladu nie tylko po wystającej folii, ale i po maskujących ją kamieniach. Wszystko zarosło bergeniami, funkiami, miętą i paprocią - tak chcieliśmy!!!

Z drugiej strony "różaniec" z kamieni prawie znikł.
Na tych kamieniach coraz bardziej rozprzestrzenia się mech i bardzo mi się to podoba. Są tam między innymi mchy torfowce w naturalny sposób prowadzące do zakwaszenia wody. Na wodzie ciągle jeszcze pływa mata glonów, teraz szablaki zrzucają na nią jaja. Poza tym woda jest krystalicznie czysta.
Nad powierzchnią wody latają nerwowo samce żagnic sinych.
Wkrótce pojawiają się samice i składają jaja w mech pokrywający nadbrzeżne kamienie. W czerwcu najpewniej znowu będą się przeobrażać na nadwodnych roślinach. W 2009 roku znalazłam latem nad oczkiem 37 wylinek żagnic sinych, a to mniej więcej oznacza, że na każdym metrze kwadratowym naszego oczka wychowały się trzy larwy tych żagnic. A przecież to tylko jeden z wielu rozmnażających się tu gatunków ważek.
W przyszłym sezonie letnim pewnie trzeba będzie już zacząć regulować rozrost niektórych roślin, ale nie mam zamiaru poświęcać temu wiele uwagi. W tym roku wyrwałam tylko dwie maleńkie olchy-samosiejki. Nie chcę ich nad oczkiem, bo rosną tu sosny i brzozy - wystarczy tych drzew.
Nie będę stosować żadnych sposobów oczyszczania wody ani dna. Czysta - pozbawiona glonów, ślimaków, mułu, nadbrzeżnych chwastów sadzawka jest dla mnie tym samym, co balia z wodą do prania, w której odbija się niebo. Niczym więcej.


* * *


Dziękuję Ewo za przypomnienie historii Twojego stawu i za nowe zdjęcia.  Widzę, że Twój staw po przebudowie znów dziczeje. I bardzo dobrze - niech właśnie taki się robi. Bo tylko w takim stawie mogą bezpiecznie zamieszkać przeróżne wodne zwierzęta, a przede wszystkim ważki mogą bezpiecznie złożyć swoje jaja. By z nich, za kilka lat zamienić się w przecudne latające klejnoty.



Valid HTML 4.01 Transitional
Ta strona spełnia standardy kodu HTML 4.01 Transitional