|
Data powstania strony 10 V 2001r. Data ostatniej modyfikacji 10 V 2001r. |
I - Piękne stawy Bożeny
* * *
Prawda, że warto było Ją odwiedzić!!!
A teraz kilka słów Bożeny o samej sobie...
Należę do długowiecznej rodziny i czeka mnie
jeszcze bardzo wiele nagłych, cudownych wiosen i zawsze za krótkich
kanikuł i nostalgicznych złotych jesieni, i mam nadzieję - chociaż
kilka jeszcze podróży pod inne niebo i gorętsze słońca... Mam męża - przyjaciela i towarzysza moich pasji, dorosłą, piękną córkę i wspaniałego syna, a bokser nazywa się Maxwell (jak fizyk, a nie kawa). 13 lat temu wraz z kilkudziesięcioma ludźmi zaryzykowaliśmy kupno kawałka pola. Przekwalifikowaliśmy pole z gruntów rolnych na rekreacyjne. Poprowadziliśmy prąd i wodę. Obecnie jesteśmy posiadaczami 1200 m2 naszego własnego małego świata, z niewielkim drewnianym domkiem, altaną, dwoma stawikami oraz całą masą pięknych roślin, iglaków i drzew. Najstarsze oczko powstało 5 lat temu, pod brzoskwinią, i było w kształcie wycinka koła. Rzeczą wręcz genialną było zaprojektowanie strefy głębokiej wody wprost pod naszymi nogami ! W ten sposób spłoszone ryby uciekają w panice z całego płytkiego stawu prosto do obserwatora. Ponieważ gleba składa się u mnie z 25 cm humusu oraz 23m piachu (co okazało się przy kopaniu pierwszej i wysychającej studni), zatem wykopy pod oczko robiliśmy przy pomocy szpadla i taczki, problemem zaś przy tak lekkiej ziemi jest raczej zabezpieczenie brzegów przed "siadaniem". Dalej już jak i u Ciebie - wełna mineralna. folia czarna 6x8m , pojemniki, rośliny, ryby... Zachęceni szalonym sukcesem już w dwa lata później wykopaliśmy drugie oczko, z zamiarem połączenia obu strumieniem (a jednak raczej nie będę ich łączyć!). W chwili obecnej powiększamy nasze małe oczko do wymiaru folii 6 x 11m !!! Przeczytałam u Ciebie (zaśmiewając się) prawie historię własnego życia..., myślałam, że tylko ja potrafię zbierać z pól kamienie do 10-cio letniego "malucha", albo jeździć przez całe lato po polnych drogach w poszukiwaniu rowów melioracyjnych, bagien i stawów, albo na wyprawy na Kujawy lub Mazury po strzałkę wodną, osokę aloesową, kallę i brodzić w samych majteczkach po najobrzydliwszych bagnach. Albo przynosić wodne żaby (uciekły), zatem kijanki (zjadły je ryby), więc po raz trzeci kijanki tak już duże, aby nie mieściły się w pyszczkach karasi i orf. A potem siedzieć i słuchać koncertu własnych żab (tych, które śpiewają "rech-reeeech"), bo jeszcze nie zdobyłam prawdziwych kumaków, które wołają o zmierzchu "kum-kum-kum"... |
* * *
A oto opracowanie Bożeny dotyczące jej pomysłów na jesienne liście i zimowe mrozy...
Każdy posiadacz oczka wodnego szuka swoich
metod na przetrzymanie jesieni i zimy. My od początku istnienia oczek
rozwiązaliśmy ten problem następująco: otóż od dłuższego czasu wyszly z mody duże ogrodowe tunele foliowe - i właśnie takie stare konstrukcje służą nam do ochrony oczek już od końca września. W ten sposób unikam zasypania wody liśćmi (a jeszcze gorzej: igłami pobliskiego modrzewia ). Folia od lat ta sama, przeźroczysta, z lekka już dziurawa, jest w stanie (nie uwierzysz!) zapobiegać zamarznięciu tafli wody nawet przy temperaturach -15 ° ! Pod takim niewysokim tunelem foliowym (ok. 1,2m ) bez pomp i filtrów przetrzymaliśmy pierwsze zimy, potem jednak postanowiliśmy podnieść rybom komfort i zostawiliśmy na całą zimę włączoną pompę, na wszelki wypadek pod takim specjalnym styropianowym sztucznym przeręblem. Nie powiem, ryby też przeżyły. W tym roku jednak wydarzył się kataklizm: najpierw w moim oczku nr 2 zepsuła się pompa, a potem nagła śnieżyca zarwała tunel foliowy i trzeba go było zlikwidować. Tak więc moje oczko zostało całkowicie niezabezpieczone, nie licząc sztucznego przerębla ze styropianu. Mróz ściął taflę na grubość ponad 10cm i trzymał przez ponad 2 miesiące. Raz na tydzień lub rzadziej odwiedzając działkę rąbaliśmy siekierą przerębel. W tym zaś czasie oczko nr 1 bezpiecznie nie zamarzało pod folią. I co?! Wiosną okazało się, że w obu oczkach równie dziarsko pluskają ryby, zarówno stare jak i cała horda maluchów! A propos, ostrzegam przed wpuszczeniem do stawów dzikich czarnych karasi, linków, bączków oraz innego rybiego chwastu: ja już tego odławiam na wędkę po kilkadziesiąt sztuk rocznie (i wywożę na stawy rybne, bo nikt nie chce jeść takich "domowych" stworzonek)! Ale taki połów "wybiórczy", biorąc pod uwagę drapieżność złotych orf, to prawie ekwilibrystyka. Teraz przerabiając moje oczko nr 1 pozostawię tylko orfy i złote karasie: ale jednego "ogromnego" czarnego lina zostawię! Jest z nami od początku - widujemy go tylko kilka razy w roku, nazywamy "Lotniskowcem" taki jest wielki. najważniejsze: każdy ogród czy staw musi mieć swoją tajemnicę. A on nią jest!! |
* * *
No i prawda, że wyszło na moje - najlepiej nic nie robić przy "poprawianiu" przyrody (patrz " Zrób staw / Woda ). Czy ktoś milion lat temu wyrąbywał rybom przeręble w jeziorach albo wpychał im grzałki do wody? Jeżeli staw będzie zrobiony prawidłowo, o odpowiedniej głębokości, obsadzony rodzimą roślinnością, bez niepotrzebnego nadmiaru ryb, to nie potrzeba przed zimą i w zimie wykonywać przy stawie żadnych czynności. I nie sugerujmy się różnymi regułami mówiącymi ile to centymetrów rybiego ogona może przypadać na metr kwadratowy powierzchni stawu :-))
Spójrzmy na dzikie jezioro... czy widać w nim setki kotłujących się przy brzegu ryb? Może i w naszych stawikach należy do ilości ryb podejść bardziej rozsądnie... Może lepiej mieć 3-5 ryb niż 30-50 ??? Bożena już do tego dojrzała... Ja na szczęście nigdy nie mialem żadnych ciągot "ilościowych". Kupiłem w lipcu'2000 4 złote rybki (po 3 dniach jedna padła), w miesiąc później 2 "jakieś-czerwone". W tym roku, kilka dni temu, moje stadko wzbogaciło się o dwie, zupełnie białe, malutkie złote rybki. Mam więc 7 rybek. Nie sądzę bym jeszcze kupował jakieś ryby... Czy będę szczęśliwszy mając ich 50 w stawie???
A jeśli masz chwilkę
czasu rzuć okiem na
"
Zrób staw / Ryby?
"
oraz "
Złota rybka czyli...
" i "
Złota rybka -
moje...
"
na "
Pływają, latają...
"
...no i
już kończę bo moja dygresja zrobiła się za długa,
a to przecież strona Bożeny, a nie moja :-)))
* * *
No i ciąg dalszy opowieści o ogrodzie i stawach...
Oczko nr 2 uzyskało "klasyczny" kształt, co nie
pozwala na tak cudowną obserwację ryb, jak w samym "mateczniku"
głębokiej wody oczka nr 1. Na zdjęciu jest to oczko z mostem i liliami
wodnymi. Natomiast te właśnie czerwone lilie warte są swojej ceny,
ponieważ kwitną nieprzerwanie od maja-czerwca do mrozów, po kilka
kwiatów na raz. Korzenie dawno już opuściły bezpieczne schronienie
donicy i łażą gdzieś po dnie, natomiast zbyt pochyłe ściany oczka
powodujące obsuwanie się piasku i żwiru stwarzają świetne warunki do
rozwoju. W ubiegłym roku musieliśmy wycinać nadmiar liści, bo mój staw
przypomina raczej "ogród wodny". Natomiast naprawdę cudowną sprawą jest strumień, ciągnący się jakieś 4 m: (pompa podaje pod ziemią wodę do ukrytego w kamiennej kaskadzie filtra, i tak w obiegu zamkniętym, dziarsko szemrząc po kamykach strumień spływa znowu do oczka. Kąpie się w nim całe stado wszelkich małych ptaków: sikorek, szczygłów, zięb, kosów, drozdów, a nawet kwiczołów i sójek. Na naszych suchych terenach szmer wody i rechot żab to jak oaza na pustyni!! Strumień jest odłączany na zimę. Lilie zimują na głębokości ok. 1,2 m. Strumień to najfantastyczniejsza biologiczna oczyszczalnia wody! Spływając z kaskady, filtrując się na żwirku, kamykach, paru roślinkach wytrąca się tak niewiarygodna ilość osadów, że gdy 3 - 4 razy w roku myjemy strumień silnym strumieniem wody z węża, za głowę się chwytamy, skąd tyle "berbeluchy"! Ale w następnym strumieniu wybudujemy jakiś spust brudnej wody poza oczko, bo cały kłopot z umyciem strumienia polega na niedopuszczeniu brudnej wody do oczka: budujemy tamę i wybieramy brudy psią miską, a co przeleci przez tamę łapiemy do miednicy na dolnej kaskadzie strumienia... W każdym razie jest to najwspanialsze kąpielisko dla ptaków, które mają do wyboru i płytką i głębszą wodę, a nawet prysznic z kaskady. |
I w tym momencie zgłupiałem.....!!?? A jak i po co się "myje" strumień? A to on się "sam" nie myje gdy płynie przez niego woda? Na strumieniach to ja się nie znam zupełnie!
Po pierwsze: wyłączamy pompę. Po drugie
nabieramy w mocną reklamówkę wody i ustawiamy ją w strumieniu, blokując
z tyłu kamieniami. Przybiera ona kształt strumienia i doskonale blokuje
przepływ wody. Szorujemy strumień powyżej tamy, jednocześnie wybierając
"berbeluchę" plastikową psią miską (szybko,szybko,szybko!). Potem tama
niżej - i dalszy odcinek strumienia do mycia. Między oczko a dolną kaskadę strumienia wstawiamy miednicę. To sposób na łapanie brudnej wody, która przeleci przez tamę. Ciekawa rzecz, że osady w strumieniu mają charakter wytrąconych płatków i drobin, które mają tendencję i tak do osiadania na dnie. Literatura podaje, że aby w pełni oczyszczać taki ogrodowy stawek, powinno być 8 m strumienia. Tak sobie myślę, że gdyby wybudować odpływ na pobocze, zatkany gumowym korkiem, to stosując tamę z wypełnionej wodą reklamówki mycie byłoby czystą przyjemnością! |
G E N I A L N E !!! z tą reklamówką !!! naprawdę !!! kurde!!!, nigdy bym nie wpadł na pomysł czym "zatkać strumień" - powinnaś opatentować!!!
Wiecie co..., właśnie takich wiadomości brakuje w tych wszystkich książkach, poradnikach, czasopismach... i tu było dużo więcej mojego komentarza, który napisałem do Bożeny, ale daruję Wam moje narzekania :-)))
Strona jest umieszczona w witrynie:
Oczko wodne... czyli Mój staw -
jak powstawał i
jak się zmienia
Zdjęcia i tekst (c) Leszek Bielecki - All on this website (c) Leszek
Bielecki