Strona główna
Autor
Pola Kukurydzy

Powstanie strony 01.04.2011r.

 


4.
LUDZIE MAROKO – TOTO


 

 

A właściwie Asmae, ale wszyscy wokół zwracali się do niej właśnie tak. Toto.

Pierwsza „wyzwolona”, młoda Marokanka. „Wyzwolona” w sensie, że nie ubierała się w hijaby i długie rękawki, ale nosiła kuse topy, obcisłe jeansy, nadgarstki upstrzone miała rockowymi bransoletami, a długie, gęste, kręcone włosy nosiła luzem. Z jednej strony to, a z drugiej jej głęboka miłość do swego kraju, swojej tradycji, religii i rodziny. Toto uwielbiała taniec nowoczesny, hip-hop, ale najbardziej w świecie pragnęła spotkać miłość swego życia i nie interesowały ją przygodne znajomości.

Toto była świetnym przykładem na to, że w piękny sposób można połączyć zarówno tradycję, jak i rozwój.

Bo Toto wiedziała jak żyć. Ta drobna, pełna życia osóbka, mająca zaledwie 19 lat, była istnym wulkanem energii i radości. Nie potrafiła ustać w miejscu; zawsze musiała sobie podrygiwać. Nawet wtedy, kiedy prowadziła z kimś romowę. Taniec miała we krwi. Była świetną tancerką brzucha. Pisała wiersze po angielsku, i to pomimo tego, że niezbyt dobrze mówiła w tym języku. Sama się go uczyła. Słuchała piosenek, oglądała filmy, gadała z ludźmi, studiowała pisownię.

Toto kocha każdą żywą istotę i jest jedną z tych osób, która rzuca ci się na szyję ze słowami „tak straaaaasznie za tobą tęskniłam” po zaledwie jednodniowej znajomości. Polubiłam ją, bo jest szalona i ma dobre serce.

Pewnego dnia wyszłyśmy pochodzić po Starej Medinie Fezu.

- Chcesz loda? – zaproponowałam przy jednym stoisku.

- Jasne – przytaknęła z ochotą. – Też lubisz słodkości? To dobrze; zaraz za rogiem sprzedają pycha cukierki i ciastka, też kupię nam trochę.

Ledwo jednak Toto liznęła swego rożka, kiedy podbiegł mały kajtek i z błagalną minką wskazał na jej loda. Toto westchnęła, spojrzała na brzdąca z ukosa, ale zaraz roześmiała się, dała mu o co prosił i zawadiacko rozczochrała mu czuprynę.

- A nie chciałaś sama go zjeść? – zapytałam.

- E, mi wszystko jedno – machnęła ręką. – Jak zjem, to dobrze, a jak nie – to też dobrze. No problem. Poza tym mam jeszcze cukierki.

Podzieliłam się z Toto moim lodem, a ona ze mną swoimi cukierkami. I też było dobrze.

Raz powiedziałam jej, że podoba mi się jej bransoletka z czachą. To prawda; podobała mi się. Ale na niej. Pasowała do jej ciemnej cery, pełnych ust i rozwianej fryzury.

Toto jednak zrozumiała mój komplement inaczej.

- Lubisz? – I zaczęła ściągać bransoltkę z ręki. – No to masz.

Wepchnęła mi ją do dłoni. Chyba pół godziny zajęło mi tłumaczenie, że naprawdę, naprawdę lepiej leży na niej i jej bardziej pasuje, i w ogóle nie miałam na myśli siebie, kiedy komplementowałam jej biżuterię... Wszystko na nic. Bransoletka była moja i koniec.

Cóż pozostawało zrobić? Odpięłam jedną ze swoich bransoletek i wręczyłam jej „na pamiątkę”. Ucieszyła się tak, jakbym jej oddała własną nerkę.

Do Fez wróciłam ponownie pod koniec swego pobytu w Maroko. Wraz z przyjaciółką z Węgier zakończyłyśmy pracę dla tej złodziejskiej firmy i zadecydowałyśmy, że za cudem odzyskane od firmy pieniądze popodróżujemy trochę po Maroko. Nie wypadało więc nie odwiedzić starego, dobrego Fez, gdzie obie miałyśmy bliskie nam osoby. Oczywiście, słodka Toto była wśród tych osób.

- Ooch, ależ za tobą straaaszliiiiwie tęskniłam – rzuciła mi się na szyję.

Ja, oczywiście, nie tęskniłam za nią aż tak straaaszliiiwie, ale nie chciałam być okrutna.

- Ja za tobą też kochana – wyściskałam ją. – A jak w ogóle dajesz sobie radę podczas Ramadanu?

Był to akurat drugi lub trzeci dzień Świętego Miesiąca i wszyscy wokół chodzili strasznie podk....ieni. Pierwszy tydzień jest podobno najgorszy. Ale nie dla Toto.

- Bardzo, bardzo dobrze – zapewniła mnie z tą samą, niekontrolowaną energią, która biła z każdej części jej ciała. – Uwielbiam to. Za dnia no problem. Pracuję, potem kończę, spotykam się ze znajomymi, a potem ucztujemy wszyscy razem. Bardzo dobrze. Uwielbiam Ramadan.

- Ale... – wyjąkałam, lekko wytrącona z równowagi. – Nie przeszkadza ci 40-sto stopniowy upał? I to, że nie możesz pić wody? Przecież w pracy jesteś kelnerką... Męczysz się.

- E, tam – prychnęła. – Ja się nie męczę. Mi jest dobrze. Jak jest Ramadan – jest dobrze. A jak nie ma – to też jest dobrze.

I pobiegła radośnie przywitać się z nową koleżanką.

Miło mi zakomunikować, że marzenie Toto o spotkaniu tego „jednego, jedynego” w końcu się ziściło. Toto jest zakochana (z wzajemnością) w młodym, delikatnym Włochu, z którym teraz mieszkają razem w jego kraju. Toto nauczyła się kolejnego języka, Włoskiego, i znowu bez pomocy żadnej szkoły. Obecnie pracuje w butiku i cieszy się swoim mężczyzną i nowym krajem.

I jest im ze sobą bardzo, bardzo dobrze.

 
Poprzedni rozdział
Następny rozdział

 

Tekst źródłowy znajduje się na stronie

stat4u