Strona główna
Autor
Pola Kukurydzy

Powstanie strony 22.03.2011r.

 


2.
LUDZIE MAROKO – FAHD


 

 

Fahd był pierwszym chłopcem, który potwierdził moje obawy dotyczące tego, że Marokańczyk to rzeczywiście taki typ samozwańczego lowelasa. Taki, co to nie ma żadnych skrupułów, żeby podejść, zagadać, a po pięciu minutach  wyznać ci swą dozgonną miłość. Czyli taki, co to liczy albo na szybki numerek, albo mały wakacyjny romansik albo na nieco grosza, albo na ślub z cudzoziemką i idące w parze papiery, pozwalające na pracę w Europie.

Chłopaczków typu Fahd jest w Maroko na pęczki, co nie zaprzecza faktu, że tych bezinteresownych, inteligentnych i trzeźwo myślących mężczyzn jest drugie tyle. Jak w każdym kraju – masz i dobrych, i złych ludzi. Piękne i brzydkie widoki. Zalety i wady. Jing i jang.

Wtedy jednak, na początku mojego pobytu jeszcze się łudziłam. Po podróżach europejskich, kiedy większość napotkanych mężczyzn jest przyzwyczajona do tego, że kobietę można traktować jak kumpelkę, myślałam (naiwnie), że podobnie będzie w Maroko. A przynajmniej w Tangerze, bo to przecież blisko Hiszpanii, pełno zagranicznych turystów, kawiarnie i ciuchy w stylu europejskim. No i Yassine i jego współlokator Ahmed – normalni ludzie.

Dlatego też, kiedy Fahd podszedł do mnie podczas mego spaceru po plaży w drugi dzień pobytu i zaproponował, że pokaże mi miasto, to nie wyczuwałam w tym niczego podejrzanego. Przyznam, że stało się tak po części za sprawą jego wyglądu. Fahd w niczym nie przypominał „arabskiego ogiera” – był mały, nieporadny, a brwi miał tak gęste, że łączyły się w jedną linię na środku czoła. Jakoś nie podejrzewałam, że z takim wyglądem będzie próbował jakichś sztuczek. Tym bardziej, że wydawał się bardzo nieśmiały i zaproponował, żebym wpadła do niego na obiad, który przygotowuje jego mama. Powiedział, że cała jego rodzina chciałaby poznać i ugościć kobietę zza granicy, bo jego brat hajtnął się z Angielką i od tamtej chwili rodzina bardzo lubi zagranicznych.

Cóż, głupio było odmówić, a poza tym byłam głodna, więc zgodziłam się pójść na obiad („przecież będzie tam cała jego rodzina”), a po posiłku mieliśmy ruszyć na miasto, gdzie Fahd zamierzał mi służyć jako pierwszorzędny przewodnik.

Fahd zamówił taksówkę, pokazał mi cały swój imponujący, trzypiętrowy dom, przedstawił mnie bratu, a potem beztrosko oznajmił:

- Moja mama jeszcze nie wróciła. Pracuje jako nauczycielka w meczecie obok, ale przerwę na lunch ma za czterdzieści minut. W międzyczasie możemy pójść do mojego pokoju; pokażę ci zdjęcia z rajdów samochodowych, w których brałem udział.

No, tutaj to nawet krowa domyśliłaby się, że coś się święci. Ja krową nie jestem, ale też wydało mi się to nieco podejrzane. Pomyślałam jednak, że nie można skreślać człowieka, dopóki nie zrobi czegoś złego (bo ja z natury jestem raczej ufna i zazwyczaj działa to z korzyścią dla mnie). Przegoniłam więc moje wątpliwości i poszłam z Fahdem do jego pokoju.

Naiwniak.pl.

Na początku szło okej – Fahd pokazywał mi wszystkie swoje fotki, nie tylko te z wyścigów, ale też rodziny, przyjaciół (stłumiony ziew), a potem – ni z tego, ni z owego – schylił się w moją stronę i szepnął „Pola...”, wyraźnie zbliżając się przy tym do moich warg.

Oskoczyłam, jakby mnie prąd poraził.

- Hola, hola przyjacielu! – krzyknęłam. – Co ty, k...., wyprawiasz?!

- Eee… - Fahd był wyraźnie zmieszany zaistniałą sytuacją. – No bo… ty jesteś taka miła i taka urocza…

- NO I?! – popatrzyłam na niego wzrokiem mordercy. Gdyby teraz zbliżył się do mnie choć o centymetr, to walnęłabym go pięścią w nos, taka byłam zdenerwowana. – I to niby daje ci prawo, żeby mnie głaskać po twarzy i całować, kiedy ci przyjdzie ochota??? Człowieku, spoważniej do cholery! Co ty sobie, kurna, wyobrażasz? Że ja po to przyjechałam do Maroko, żeby całować każdego faceta, który się napatoczy? Chyba cię ręką robili, jeśli tak właśnie myślisz… Gdyby taki był mój zamiar, to zostałabym w Polsce – całuśnych mężczyzn mamy tam akurat pod dostatkiem.

- Przepraszam… - Fahd zmieszał się do reszty. – Nie wiedziałem… myślałem… nie wiedziałem… przepraszam…

Jąkał się i stękał i widziałam, że było mu naprawdę głupio. Moja złość powoli ustawała i ze zdziwieniem odkryłam, że gniew ustępuje miejsca… sympatii. Koleś był tak zawstydzony i zakłopotany, że aż brało człowieka na litość. Oczywiście to, że próbował mnie pocałować, było wielkim nietaktem, ale przynajmniej miał na tyle odwagi, żeby to zrobić. Spróbował szczęścia, kiedy miał okazję, a ja cenię ludzi z jajami. Ludzi, którzy kiedy czegoś pragną, po prostu po to sięgają, licząc się przy tym z możliwością ośmieszenia i porażki.

Dlatego, zamiast opuścić ten dom w pośpiechu, kończąc spektakl efektownym trzaśnięciem drzwi, zwróciłam się do Fahda spokojniejszym tonem:

- Posłuchaj, głupio przed chwilą zrobiłeś, ale sądzę, że wiesz o tym i bardzo tego żałujesz.

Spojrzałam na niego, a on żarliwie pokiwał głową, gapiąc się w podłogę wzrokiem zbitego psa.

- Dobrze – kontynuowałam. – Zapomnijmy więc o całej sprawie i potraktujmy to jako, hmm, twój „moment słabości”. Każdemu się może zdarzyć. A teraz spędzimy ze sobą przyjemne popołudnie, aczkolwiek, jeśli jeszcze raz najdzie cię ochota na takie zachowanie, to przyrzekam, że dostaniesz kolanem po jądrach, zgoda?

- Nie jestem tym rozwiązaniem zbyt uszczęśliwiony, ale zgoda – mruknął Fahd.

Oczywiście, wiedziałam już wtedy, że Fahd nie zostanie moim best friend forever, ale pozwoliłam się oprowadzić po mieście, kupić sobie pamiątkową bransoletkę (dla sprostowania – sama chciałam zapłacić, ale się uparł) oraz zaprosić się na kawę i ciasto do eleganckiej restauracji. Skoro napsocił, to musiał za to zapłacić, hehe...

Co prawda mój wątpliwy amator był potulny jak baranek przez resztę dnia, ale jednak odmówiłam mu dania mego numeru telefonu, choć pozwoliłam sobie na złośliwe wręczenie fałszywego adresu mailowego, po czym pożegnałam go i, dzięki Bogu (albo Allahowi, albo Buddzie, albo Sile Wyższej), nie miałam już okazji spotkać go ponownie.


 
Poprzedni rozdział
Następny rozdział

 

Tekst źródłowy znajduje się na stronie

stat4u