Strona główna
Autor
Pola Kukurydzy

Powstanie strony 20.03.2011r.

 


1.
LUDZIE MAROKO – YASSINE


 

 

Niewysoki; mniej więcej tego samego wzrostu, co ja. W sumie drobnej budowy, ale nie wychudzony – miał na sobie trochę mięśnia. Nieśmiały, ale tylko przy kobietach. W męskim gronie wykazywał więcej odwagi. Twarz ucznia szkoły średniej – sarnie oczęta, dziecięcy uśmiech, gładziutka, oliwkowa cera, której zapewne pozazdrościłaby niejedna gwiazda wybiegu. Sweterek w stylu nauczyciela historii. Albo bibliotekarza. Albo zatwardziałego wielbiciela „Star Warsów”.

Yassine nie był żadnym z nich. Był księgowym. To też pasowało do sweterka. Poza tym, że był księgowym, Yassine był również pierwszym Marokańczykiem, którego spotkałam podczas pięciomiesięcznego pobytu w tym jakże ciekawym państwie. Stało się tak dzięki mojej inicjatywie – zobaczyłam jego profil na pewnym portalu internetowym dla podróżników, który promował goszczenie wojażerów w swoich domach. Z tą właśnie inicjatywą napisałam maila do Yassine’a, pytając uprzejmie, czy nie zechciałby gościć u siebie sympatycznej, cichej (kłamstwo, ale wypowiedziane w dobrej wierze), niebałaganiarskiej (kłamstwo, które zasługuje na potępienie), samotnie podróżującej Polki „o pogodnym usposobienu”. Yassine naiwnie uwierzył w moje godne podważenia walory i zgodził się z miejsca.

Nie miałam wątpliwości co do bycia goszczoną przez samotnego, 23-letniego mężczyznę, w którego żyłach płynie „gorąca, arabska krew”, gdyż korzystałam z tego portalu już podczas moich wcześniejszych podróży. Gościłam u mężczyzn, u kobiet, w domu zamężnej pary latynowskich homoseksualistów, u znajomych moich gospodarzy, u wariatów i w mieszkaniach studenckich. Podróżowałam z tym portalem przez Włochy, Albanię, Grecję, Turcję, Portugalię i Hiszpanię. Nocowałam w mieszkaniach ponad 30 różnych osób.

W dodatku portal ten zawiera opinie innych ludzi o danej osobie, więc jeśli ktoś ma negatywne referencje, po prostu omijam tą osobę z daleka. Tak jest bezpieczniej, szczególnie jeśli ma się blond włosy i podóżuje się w pojedynkę.

Jak się okazało – w przypadku Yassine’a przeczucie też mnie nie zmyliło. Był to bajeczny gospodarz; można powiedzieć, że aż za dobry. Ceniłam go i lubiłam za wiele rzeczy, ale głównie za to, że:

a)      Nigdy się do mnie nie dostawiał. To bardzo istotne, szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z Marokańczykiem. Oni potrafią być naprawdę, kuźwa, szaleni, ale o tym opowiem później, w następnych „rozdziałach”. Bądź co bądź, Yassine był nieskazitelnym gentlemanem od początku do końca i zawsze traktował mnie jako dobrego kumpla.

b)      Był jednym z najbardziej życzliwych ludzi, jakich spotkałam podczas 27 lat swego życia. Serducho złote jak korona króla. Pożyczał mi kasę, kiedy byłam bez grosza. Przygranął mnie na dwa miesiące, kiedy później nie miałam dachu nad głową (długa historia, która pewnie gdzieś tam po drodze się wyjaśni).Kupował mi haszysz, żeby mnie pocieszyć w trudnych chwilach. Był niezastąpiony. Przyjaźnimy się dziś. Co prawda on jest w Stanach, a ja w Szkocji, ale od czego w końcu jest Facebook?

c)       Był inteligentny i ciekawy świata i zawsze mieliśmy kupę śmiechu.

Ciągle wypytywałam go o ciekawiące mnie zagadnienia, a on zawsze cierpliwie mi na wszystko odpowiadał.

- Pozwól, że zadam ci pytanie – zaczynałam zwykle w ten sposób. – Jak zauważyłam do tej pory, nie masz problemów z paleniem „marokańskiej czekoladki”, shishy ani tytoniu. A czy to czasem nie jest zabronione w świętej księdze Koranu? I co z alkoholem? Próbowałeś go kiedyś?

- To są trzy pytania – zauważył, słusznie zresztą, Yassine. – Ale to prawda, nie powinno się palić haszyszu, ale z tytoniem nie ma problemu. Natomiast alkohol i wieprzowina są zupełnie zakazane. Muzułmanie, którzy nie przestrzegają tych dwóch nakazów, popełniają duży grzech. Ja jeszcze nigdy nie spróbowałem alkoholu i nie mam najmniejszego zamiaru tego robić. W Koranie jest napisane, że ten, kto nie tknął żadnych trunków na ziemi, będzie mógł pić z rzeki alkoholu, kiedy już trafi do nieba. A ja chcę być pijany w niebie.

Po jakimś czasie następowała kontunacja wątku:

- Dwa dni temu powiedziałeś, że w niebie znajduje się rzeka alkoholu, z której można pić do woli. Domyślam się jednak, że nie jest to jedyny atut islamskiego raju. Co jeszcze, według Koranu, czeka muzułmanów po śmierci?

- Wszystko to, czego wyrzekli się oni tutaj, na ziemi. Będzie pod dostatkiem alkoholu i kobiet. Całe mnóstwo kobiet – po siedemdziesiąt na jednego mężczyznę!

- Wygląda mi na to, że wizja raju została zaprojektowana tylko i wyłącznie z myślą o płci męskiej. A co z nami? Z tego co mówisz wygląda na to, że po śmierci wszystkie babki będą musiały wam usługiwać przez resztę wieczności. Chyba, że te rajskie ślicznotki to jakieś specjalne twory Allaha… Ale co w takim razie dzieje się z kobietami po śmierci? Czy trafiają one do innej części nieba? – dociekałam.

- Nie wiem jak to wygląda w waszym przypadku, bo szczerze mówiąc, nigdy się tym nie interesowałem. Mnie obchodzi tylko to, co mnie będzie czekać po śmierci.

Nie byłam usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, więc postanowiłam poszperać o tym w sieci. Rzeczywiście – rajskie kobiety przysługujące muzułmanom, to nie te panie, które uprzednio stąpały po ziemi, ale tak zwane Hurysy, czyli „doskonałe dziewice”.

Natomiast raj dla ziemskich kobiet wygląda nieco inaczej. Będą one mogły jeść i pić do woli ze złotych i srebrnych naczyń, w których znajdą wszystko, czego tylko zapragną. Te, które były zamężne na ziemi, dostaną tego samego męża w niebie, a te, które nie były - zostaną nagrodzone Bradem Pittem o głosie Eddiego Vedera. Nim, albo innym mężczyzną, który będzie w stanie je zadowolić. Innymi słowy - czeka je niekończąca się uczta i towarzystwo jednego człowieka przez całą wiekuistość. Jeśli o mnie chodzi, to o bardziej nudnym raju jeszcze nie słyszałam.

Ale to tak na marginesie.

Koniec końców wyszło na to, że zostałam u Yassine’a, w Tangerze, przez jakieś pięć dni. Ale potem wróciłam i zostałam kolejne trzy. Następnie sprawy potoczyły się w wariacki sposób – przypadkowo dostałam pracę w tangerskim biurze i przemieszkałam całe dwa miesiące na kanapie w salonie Yassine’a i jego przyjaciela Ahmeda. Żyłam tam z jeszcze jedną dziewczyną, Węgierką, która także pracowała dla tej międzynarodowej kompanii i – chociaż było trochę ciasno, kiedy w czwórkę kisiliśmy się w maciupcim mieszkaniu chłopaków – zawsze było bardzo wesoło. Chodziliśmy razem na kawę i na kolację do pobliskich knajpek z pizzą, których w Tangerze pod dostatkiem. Oglądalismy filmy, rozmawialiśmy, paliliśmy niewinne skręty. Chłopaki niegdy nie spróbowały niczego niestosownego; traktowali nas bardziej jak dwie lekko szurnięte europejskie siostry niż przyszłe kandydatki na żony.

Yassine był jednym z tych lepiej usytuowanych Marokańczyków, których tam spotkałam. W Maroko z pracą ciężko, a o dobrych zarobkach to nawet śnić nie wypada. Yassine jednak dobrze się ustawił – skończył dobry uniwerek, był jednym z najlepszych studentów na roku i zaraz po tym dorwał dobrze płatną posadę w francuskiej firmie z siedzibą w Tangerze. Zarabiał całkiem przyzwoicie – 8.000 dirhamów, czyli jakieś 800 euro, co jest dość imponującą kwotą jak na Maroko. Przeciętna płaca wynosiła w 2009 roku 2.000 – 3.000 dirham.

Podczas całego mojego pobytu Yassine był radosnym, wciąż dziecięcym singlem, który wolał spędzać czas w towarzystwie kumpli niż dziewczyn, ale słyszałam, że teraz – będąc i studiując w Stanach – nadrabia za tamten stracony czas. I, jak się okazało, złamał swoją osobistą obietnicę. Teraz Yassine jest part boyem number one, jego najlepszy kumpel nazywa się Jack Daniel’s.

Proszę jak zmiana otoczenia może wpłynąć na człowieka.

 


Następny rozdział

 

Tekst źródłowy znajduje się na stronie

stat4u