Data powstania strony 24 VIII 2000r.
Data ostatniej modyfikacji 4 IX 2000r.
Skalniak
(ta strona jest bardzo mocno
związana ze zdjęciami umieszczonymi na stronie
"Rok 2000" pod akapitem "Skalniak" - proszę
obejrzeć najpierw
zdjęcia z jego powstawania)
Zachodni brzeg mojego stawu "od zawsze" był trochę źle zrobiony. Uwidaczniało się to szczególnie przy koszeniu trawnika stykającego się bezpośrednio z folią stawu. Musiałem zawsze zachować szczególną ostrożność podjeżdżając pod sam brzeg, by kosiarką nie uszkodzić wystającej pionowo krawędzi folii. Dlatego (na początku istnienia stawu) nie mogłem nigdy skosić porządnie trawy rosnącej przy samej folii. Musiałem ją ścinać ręcznie ostrym nożem - domyślacie się, że było to raczej wkurzające. Po jakimś czasie nabrałem już takiej wprawy w koszeniu, że prowadziłem kosiarkę na dwóch kółkach i jakoś tę trawę kosiłem, ale zawsze bardzo się bałem, że mogę folię jednak uszkodzić.
Drugim problemem to była ścięta trawa wpadająca do stawu w czasie koszenia. Po koszeniu pół powierzchni stawu pokryte było źdźbłami skoszonej trawy - nie było tego tak wiele, ale wyglądało to zawsze bardzo brzydko. Dlatego nawet "piątkowe, osiedlowe koszenie trawników" przesunąłem na czwartki, by ewentualni, piątkowi goście nie oglądali stawu w stanie "lekko nieświeżym". Te źdźbła przez dobę zdążały opaść na dno i powierzchnia stawu w piątek była już czyściutka.
Ale najważniejsze było dla mnie to, że mi się po prostu takie rozwiązanie brzegu NIE PODOBAŁO! Nie miałem przez dwa lata pomysłu jak to zrobić najlepiej. Należy pamiętać, że ten trawnik stanowi ważną ścieżkę dla mojej teściowej i jej grządek i nie mogłem go zamienić na jakieś szalone pomysły typu "sentymentalna altanka nad brzegiem jeziorka". Pomysł skalniaka przychodził mi do głowy kilkakrotnie, ale za każdym razem był odrzucany. Główną przyczyną był mój strach przez nieudaną próbą powiązania dwóch żywiołów. Bo przecież staw to WODA i rośliny WODNE, a skalniak to SUSZA, uboga, kamienista gleba i rośliny co żyją na kropli wody - jak to można połączyć !!!!!?????
Drugą przyczyną odrzucania pomysłu skalniaka były moje obserwacje innych oczek wodnych. Często przy oczkach ich właściciele budują "skalniaki". Wygląda to najczęściej tak, że przy niewielkim bajorku leży niewielka kupka małych, polnych otoczaków poprzerastana najróżniejszymi roślinami (oj, często bywają to tylko różne chwasty!!!). Nie wygląda to ładnie i nie chciałem takiej "kupki" robić u siebie. Dalej szukałem dobrego pomysłu.
Wiosną'2000 na stronach witryny "Ogrodnik" znalazłem przykład, który rozwiał moje wątpliwości - znalazłem duży artykuł o ogromnym stawie i wielkiej kolekcji roślin skalniakowych na brzegach tego stawu. I podjąłem wtedy decyzję - zbuduję jednak skalniak. Ale... trudno mi było go zacząć - wiedziałem, że to będzie dużo roboty.
Chciałem poczekać z rozpoczęciem prac na cieplejsze dni - w końcu to ma być dla mnie odpoczynek, a nie harówa na zimnie i wietrze. Lipiec okazał się zimny. Wcale nie był to miesiąc "wakacyjny". Dlatego zacząłem wszystkie prace dopiero w sierpniu.
*
Paskudnie wyglądają skalniaki zbudowane z niewielkich, polnych otoczaków. Takie skalniaki przypominają raczej wysypisko kamieni na skraju pola niż piękny i wypielęgnowany fragment ogrodu. Wg mnie, najlepsze na skalniak są ostre, granitowe bloki lub jakieś inne, ostro łupane skały. Ale taki granitowy skalniak przy stawie burzyłby harmonię - zastosowanie dwóch rodzajów kamieni (polne otoczaki w stawie i ostre, łupane głazy na brzegu) nie było by dobre. Takie kamienie "gryzły" by się ze sobą.
Dlatego postanowiłem (pomimo niechęci do skalniaków z otoczaków) zbudować skalniak z normalnych polnych kamieni, ale ogromnych rozmiarów. Oczywiście, mówiąc o ogromnych rozmiarach nie myślę wcale o jakiś dźwigach, Kamazach... Dla mnie ogromny głaz to już ten, którego sam nie udźwignę - musi być dwie osoby. No i już jasne się staje, że zbudowanie mojego skalniaka z takich głazów nie było sprawą prostą. Gdzie znaleźć duży kamień - duży, ale na tyle mały, by wystarczyły dwie osoby do jego przemieszczenia - nie będę przecież wołał do pomocy drużynę siatkówki :-)) i dźwig i ciężarówkę!!!
Jak zwykle w życiu pomógł przypadek. W zgodzie z porzekadłem, że pod latarnią najciemniej, poszukiwane kamienie leżały 200 metrów od mojego domu!!! Wiedziałem o tych kamieniach już od roku i już wtedy miałem na nie ochotę. Ale nie miałem dla nich wtedy jeszcze zastosowania. Ot, mogłem je najwyżej ustawić na tarasie, ale stwierdziłem, że to głupi pomysł i kamienie (3 sztuki) dalej sobie spokojnie leżały na skraju polnej studzienki kanalizacyjnej. Ktoś, kiedyś, robiąc te wykopy, wykopał te głazy i tak leżały sobie od kilku lat.
Pierwszy głaz załadowałem na taczkę z bratem mojej żony ze Szczecina. Taczkę do domu dopchałem sam, wzbudzając podziw Heńka. Byliśmy wtedy już po pierwszych toastach "za nasze zdrowie" i robota ta poszła nam nadspodziewanie sprawnie :-)))))) .
Kilka dni później przytargałem, już sam, dwa kolejne (mniejsze) głazy. Udało mi się wtoczyć je na leżącą taczkę samemu. Gorzej było z podniesieniem taczki z jej ciężką zawartością. Ale jakoś dałem radę. I trzy kamienie znalazły się w końcu na skalniaku. Kamienie trafiały od razu na swoje właściwe miejsca na skalniaku, abym nie musiał ich już przesuwać. Wymagało to dokładnego zaplanowania. I oczywiście okazało się po ich ułożeniu, że wszystko jest źle. Wyglądały te kamienie BRZYDKO - ich ułożenie nie podobało mi się - wyglądały jak "kupa bezwładnie porzuconego śmiecia". Pół dnia straciłem nim dobrałem właściwe ułożenie tych głazów i nieźle się namęczyłem przy ich przesuwaniu. A najwięcej miałem "radości" przy "mijaniu się" kamieni. Skalniak jest za wąski by dwa głazy zmieściły się obok siebie. No, ale w końcu zrobiłem to co widać na zdjęciach.
I oczywiście następnego dnia okazało się, że znów jest źle. Tym razem z przyczyn czysto praktycznych: do brzegu stawu musi być bezpieczny, wygodny dostęp. Czasami trzeba przy brzegu coś poprawić, posadzić roślinkę, wyłowić jakiś śmieć, różnie bywa - dostęp do wody musi być swobodny. I okazało się, że tego dostępu właśnie nie ma. Skalniak za rok pokryje się bujną roślinnością i nie będę miał gdzie nogi postawić przy brzegu, by zrobić coś przy stawie. Okazało się, że koniecznie trzeba ułożyć pomiędzy głazami jakieś płaskie, duże kamienie lub granitowe płyty, by na nich w przyszłości móc swobodnie stanąć lub przyklęknąć, nie bojąc się o uszkodzenie rosnących roślin.
Jak zwykle, los się do mnie uśmiechnął. Kilka kilometrów od mojego miasta trafiłem, przy samej drodze, na wysypisko gruzu. Było tam wszystko: cegły, pustaki, ogromne kawałki betonu, zerwany z drogi asfalt, kostki granitowe, polne kamienie i trochę różnych ścinków granitowych. A wszystko to przesypane ziemią, piaskiem, gliną. I przywiozłem z tego miejsca wszystko, czego jeszcze mi brakowało: cztery duże granitowe płyty, jeden średnio-duży głaz do skalniaka, mnóstwo ładnych, dużych otoczaków do stawu. Zrobiłem dwa kursy, ale warto było.
(Na ostatnim zdjęciu z dnia 23 VIII 2000 nie ma na skalniaku jeszcze położonych granitowych płyt - już wiedziałem, że są potrzebne, ale jeszcze nie wiedziałem skąd je wziąć.)
I na koniec, kilka słów o tym, co działo się na początku budowy skalniaka. Na pierwszym zdjęciu widać historyczny moment - rozciągnięty sznurek i wybrane dwa pierwsze sztychy ziemi. Szerokość skalniaka ustaliłem na 60 cm. Była to dla mnie optymalna szerokość - nie mogłem zabrać teściowej więcej miejsca z jej ścieżki do grządek z marchewką (brrrr). Mniejsza szerokość też by była niewłaściwa - to nie byłby już skalniak tylko jakaś jego parodia. Wybieraną ziemię ładowałem na taczkę i co drugą taczkę wywoziłem daleko (kiedyś coś z nią zrobię) a "co pierwszą" wysypywałem na taras przy stawie. Oczywiście zabezpieczyłem taras, by wysypywaną ziemią nie zabrudzić szpar między płytkami tarasu - łatwo by potem w tych szparach rosła trawa i chwasty (rozłożyłem starą papę, można rozłożyć dużą tekturę po opakowaniu pralki lub lodówki; odradzam folię, jest za słaba, podrze się, a ziemia i tak się rozsypie). Ta ziemia, po przesianiu na sicie i wymieszaniu ze żwirem, trafi z powrotem do wykopu. Wcześniej, przed rozpoczęciem tych prac, przywiozłem z sąsiedniej budowy 6 pełnych taczek żwiru ( i też, oczywiście, wysypałem na taras przy stawie). Mieszankę do wypełnienia skalniaka przyrządzałem w proporcji: 2 szpadle przesianego, czyściutkiego humusu i 3 szpadle żwiru. I tą mieszanką zasypywałem wyłożony folią wykop. W folii zrobiłem z 500 dziur dużym gwoździem, by umożliwić odpływ wody. Można tu także wykorzystać ogrodniczą włókninę. Dużo wcześniej kupiłem specjalnie dla skalniaka rollborderki (czyli drewniane półsłupki umocowane drutem w ten sposób, że tworzą taśmę) - tak to sobie wyobraziłem, zaplanowałem i wykonałem. Chciałem mieć wyraźną, ostrą granicę optyczną i "chwastową" pomiędzy skalniakiem a trawiastą ścieżką. Taka drewniana palisada dobrze spełnia to zadanie (przestrzegam przed różnymi plastikowymi płotkami - tanie, ale wyglądają paskudnie). Rollborderki kupiłem o wysokości 40 cm - właśnie takie, aby po wkopaniu głęboko w ziemię (dla dobrej stabilności) wysoko wystawały ponad skalniak i trawę ścieżki.
Całość tych dużych, ciężkich prac zajęła mi, z zegarkiem w ręku, 4 godziny. Naprawdę, na tych zdjęciach czasy są prawdziwe - specjalnie dla siebie i dla Was, zdjęcia robiłem dokładnie co 2 godziny. Sam się później dziwiłem, że tak wiele można zrobić w ciągu 4 godzin. A wcale się nie wysilałem - ale nie będę ukrywał - pracowałem bez przerwy, najwyżej trochę "odsapnąłem" ! Na trzecim zdjęciu widać podtoczony (na pokaz) duży kamień, który przywiozłem kiedyś wcześniej - ten, co przytargaliśmy z Heńkiem jest chyba trzy razy cięższy.
Gdy okazało się, że ta praca idzie mi tak sprawnie, postanowiłem jeszcze zrobić tak samo przy moich funkiach. Wkurzały mnie chwasty, które właziły mi w wyplewiony obszar funkii (kiedyś nawet wkopałem naokoło funkii zieloną taśmę - paskudne chwasty potrafiły przecisnąć się ponad taśmą). Wykopałem funkie bardzo ostrożnie z całą bryłą korzeniową, wybrałem całą ziemię, ten wykop wyłożyłem czarną ogrodniczą włókniną, wybraną ziemię przesiałem z każdego korzonka chwastów i w takiej ziemi posadziłem z powrotem moje funkie (oczywiście nie tykając ich brył korzeniowych)- zniosły tę operację bez żadnego uszczerbku - piszę te słowa prawie miesiąc po tej operacji - gdyby coś było nie tak, to rośliny by dawno zwiędły.
*
Jestem bardzo zadowolony z wykonanej pracy. Nie czuję, aby był jakiś dysonans pomiędzy stawem a skalniakiem. Przejście optyczne pomiędzy tak różnymi strefami jest zharmonizowane poprzez zachowanie jednorodności w doborze polnych otoczaków i polnych głazów. Granitowe płyty nie tworzą zaburzenia. Wkopane głęboko w glebę skalniaka zlewają się z całością otoczenia. Jest to dobry pomysł na brzeg stawu.
*
Za rok rośliny się rozrosną. Zakwitną. Pięknie będzie wyglądać mój skalniak przy moim stawie. Zapraszam za rok........, na wiosnę.
*
Zakończono opis 4 IX 2000r.
Proszę
zapoznać się z uwagami na stronie
"Uwagi końcowe"