Menu          
 inne strony Krzysztofa 

                        

Data powstania strony 21 I 2006r.

Data ostatniej modyfikacji 21 I 2006r.

Mój raj czyli 1,86 ha

Rok 2005

Takim tytułem można streścić całą historię Krzysztofa jaką przeczytacie za chwilę. Wspaniałą historię. Napisaną przez człowieka, który nie chce zmarnować życia przed telewizorem.

Który też pewnego dnia poczuł w sobie Siłę i Przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych...

Zapraszam!

 

Wstęp

Dla rolnika, od którego ten kawał ziemi (1,86 ha) kupiłem, to był nieużytek. Dla mnie to raj. Kawałek młodego lasu, kawałek wolnego pola, i całkiem spory obszar podmokłych torfowisk. Pierwszym razem gdy byliśmy oglądać tę ziemię wypłoszyliśmy jakieś sarny i zające. Mieszkam od urodzenia w mieście a w dzieciństwie każdą wolną chwilę spędzałem na wsi w podobnych klimatach, więc tylko czekaliśmy aż gospodarz powie: noooo dooooobraaaaa, sprzedam wam tę ziemię

W końcu sprzedał.

Już nawet nie pamiętam kto rzucił hasło: a może staw? I tak przez pięć lat przymierzałem się do tego stawu "jak pies do jeża", aż w tym roku na stronie "Wasze stawy" zobaczyłem staw Seweryna . To był ten potrzebny impuls. Teraz albo nigdy.

 

Czytałem kiedyś te słowa po raz pierwszy i byłem dumny, że moja wieloletnia praca przydała się, że "Wasze stawy" stają się dla ludzi źródłem pomysłów, natchnienia, radości. Że jest takie miejsce w sieci, gdzie można spotkać tak niesamowitych ludzi, połączonych wspólną pasją!

 

5.09 2003
Dla rolnika to był nieużytek...

 

18.09 2005
Latem wykopałem kilka dołków by sprawdzić jaki jest poziom wody i do jakiego miejsca można kopać. Woda pojawiła się natychmiast. I dobrze bo jest ;-), i źle bo kopanie będzie w wodzie.
Zacząłem szukać ekipy do kopania. Teren niestety jest bardzo podmokły (w wielu miejscach można było tylko w wędkarskich butach wejść) więc w grę wchodziła tylko koparka linowa tzw. wędka poruszająca się na "materacach". Pierwszy "fachowiec", którego znalazłem zastrzelił mnie ceną. Na szczęście znalazłem drugą firmę, która wyceniła i wykonała robotę za połowę tej ceny. Niestety, czas oczekiwania był nieznośnie długi. Dopiero w połowie grudnia sprzęt stanął na działce, a mróz zaczynał coraz bardziej utwardzać co tylko się dało...

 

16.12 2005
Drugi dzień kopania. Widać już spory kawałek wody. Niestety urobek trzeba było wyrzucić na brzeg i tak zostawić. Kiedy patrzyłem na pracę koparki nieraz czułem strach patrząc jak zapada się razem z "materacami" lub zsuwa się z nich ściągana łyżką wprost w kierunku wody.
Na szczęście fachowiec był naprawdę fachowy i czasem tylko było słychać siarczyste słowa latające po lesie. Widać jaki jest poziom wody, praktycznie równo z gruntem (raczej miękkim torfem) i w niektórych miejscach nie było widać czy koparka jeszcze stoi czy już pływa :-)
Z początku pomimo kopania w wodzie i trudności z określeniem jakości "wykończenia" dna, prace posuwały się dość szybko.
Niestety po przestawieniu się koparki w inne miejsca okazało się, że pod metrową warstwą torfu jest zbity piach z gliną i tam już trzeba było wykonywać żmudne skrobanie dna łyżką.

 

23.12 2005
W takiej "brei" przebiegały prawie cały czas prace.

Staw robił się coraz większy, ale widać było również, że powoli opada poziom wody, w miarę jak kopanie przesuwało się w bardziej utwardzone podłoże z piachem i gliną.
Syn musiał sprawdzić trwałość pierwszego lodu, bo może już by się dało na niego wejść ;-)

 

29.12 2005
Zima coraz bardziej nas "goniła", wszystko coraz bardziej zamarznięte, koparka coraz częściej zsuwała się z drewnianych, oblodzonych "materacy", na co też fachowiec znalazł sposób. Powkręcał śruby w gąsienice i pomimo ranienia "materacy" już znacznie rzadziej zsuwał się w kierunku wody.
Trochę obawiałem się, że mróz spowoduje znaczne utrudnienia w kopaniu, ale na szczęście nie stanowiło to wielkiej przeszkody. Torfowiska nie zamarzają zbyt szybko, a czasem ze względu na przebiegające w nich procesy gnilne wcale.
Niestety plac budowy nie wygląda zbyt estetycznie. Wszędzie zwały torfu, błota i nieokreślonej płynącej "mazi". Ze względu na podmokły teren nie można tego było rozwozić po działce, a koparka po prostu rozrzucała to wokół siebie.

 

4.01 2006 - odjazd koparki.
Prace na ten czas ukończone. Woda opadła o około 30 cm w porównaniu z pierwszymi dniami wykopów. Nie martwi mnie to jednak ponieważ w innych miejscach na działce nie widać żadnego spadku poziomu wód, więc i w stawie się po czasie podniesie jak mrozy odpuszczą.
Na brzegach widać zwały torfu i piachu.
Pierwotnie chciałem użyć koparki do rozrzucenia tego na działce, jednakże okazało się, że lepiej będzie poczekać do wiosny/lata aż wszystko obeschnie i rozepchnąć to po całym terenie za pomocą spychacza.

 

Pozostało mi teraz czekać na wiosnę, na podniesienie się poziomu wody i na zieleń, która zakryje pobojowisko. Woda na razie jest mało przejrzysta, ale to normalne po kopaniu i myślę, że do wiosny się spokojnie wyklaruje. Jak już wcześniej pisałem, wiosną wjedzie spychacz by uporządkować działkę, a fachowiec, który kopał namawia mnie, by jeszcze raz wjechać koparką i wyprofilować porządnie jeden z brzegów, do którego teraz się nie dało dojechać, bo było zbyt grząsko... A może i jeszcze trochę powiększyć???
;-)

Staw ma powierzchnię około 900 m2, głębokość chciałem uzyskać ok. 2 m, jednakże jest dość mocno zróżnicowana ze względu na rodzaj koparki. Koparka hydrauliczna pozwala na znacznie dokładniejszą pracę, ale do takiej koparki potrzeba również samochodów wywożących urobek, a to było niestety niemożliwe.
Po odjeździe koparki.

 

Podsumowanie
Wykopałem staw, choć nie wygląda jeszcze zbyt naturalnie. Zrobię co się da, by tak wyglądał, a to znaczy, że robić będę jak najmniej. Po wyrównaniu brzegów i ewentualnym obsianiu ich dla wzmocnienia trawą zostawię wszystko bez ingerencji aby jak najszybciej zarosło mchem i innymi roślinami typowymi dla takich torfowisk. Mokrego i grząskiego torfowiska pozostało jeszcze wiele setek m2, więc myślę, że roślinność szybko zajmie miejsce gdzie była wcześniej.

Na wiosnę planuję wpuszczenie pierwszych ryb. Dużo o tym myślę i czytam, i już jakaś taktyka mi się urodziła w głowie. Tu też chcę by było to jak najbardziej zbliżone do natury w tego typu zbiornikach. Podstawa to karaś "twardy jak stonka" a do tego bardzo smaczny, no i oczywiście lin jako szlachta w takim zbiorniku a na patelni tym bardziej. Jak będzie karaś to musi być coś drapieżnego i tu mam największy dylemat. Pasował by do tych ryb szczupak, ale torfowisko to środowisko raczej mało natlenione i nie wiem czy się utrzyma. Jak szczupak nie da rady to będzie trzeba gdzieś poszukać kilku sumów, które mają znacznie mniejsze wymagania tlenowe. Bez drapieżnika staw szybko zarósłby skarłowaciałymi karasiami, o których wędkarze mówią, że to pływający ogon z oczami. Wszyscy namawiają mnie również na karpie, ale jakoś nie chcę się do tego przekonać. Dla mnie karp to ryba mało naturalna. Raz, że nie jest naszą rodzimą rybą, a dwa, to to że są już przez wszystkie hodowle tak zmutowane, że to raczej prosiaki do tuczu są a nie dzikie ryby.

Dzięki tej działce i drzewom, które posadziliśmy z żoną (setkom, choć niektóre rozjechała mi koparka, ale to nic - posadzę kolejne sto dębów ;-) ) oraz stawowi, powoli zbliżam się do tego, co mi wciąż siedzi w głowie - chyba od urodzenia - drewniana chałupka, świeża rybka na patelni złowiona własnoręcznie ze swojej wody, plączący się koło nóg psiak, może nawet jakiś konik (to marzenie mojej żony przede wszystkim), dookoła las, 25 kilometrów do najbliższego miasta, myszołowy nad głowa i to co w życiu najświętsze - ŚWIĘTY SPOKÓJ!
Działka jest na tyle duża, że i żona będzie mogła mieć swój kawałek wykoszonego trawnika (brrrrrr) i ja będę mógł mieć swoją dzicz, gdzie nie będzie płotków, trawniczków, gdzie jak dotychczas będę piekł kiełbasę nad ogniskiem siedząc na ziemi pod drzewem, popijając piwo i zastanawiając się czy nad głową lata błotnik stawowy czy łąkowy (jak ten na zdjęciu)... a przede wszystkim nie będziemy marnotrawili swego życia przed telewizorem.

 

To by było na tyle... na razie. Wiosną kolejne wiadomości i zdjęcia jeśli będzie zapotrzebowanie.

 

* * *

>Jeśli będzie zapotrzebowanie!!!????

Toż to wspaniale zaczęta opowieść i temat na resztę życia!!! I dla setek ludzi źródło natchnienia: "co ja właściwie chcę w życiu robić?".

Bo nigdy Twoja historia nie będzie miała końca... Stworzyłeś Wszechświat, wczesną wiosną zlezą się żaby, ropuchy, owady się pojawią się też na początku wiosny, ryby wprowadzisz też niedługo, rośliny same się zasieją i rozrosną, niedługo przylecą kaczki krzyżówki, jakieś inne wodne ptaki też się pojawią, może i łabędź zawita, a może para założy gniazdo - ilu ludzi się może pochwalić, że ma "własne łabędzie" ???

Ech!!! Szkoda, że ja kiedyś nie miałem tyle odwagi co Ty.......

 

 


Strona jest umieszczona w witrynie:
Oczko wodne... czyli Mój staw - jak powstawał i jak się zmienia
Zdjęcia i tekst (c) Leszek Bielecki - All on this website (c) Leszek Bielecki

Valid HTML 4.01 Transitional
Ta strona spełnia standardy kodu HTML 4.01 Transitional